24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Mistrz Prawdy

Ocena: 0
3205
Ksiądz prałat Andrzejewski (1940-2015) był człowiekiem, który wywarł wyjątkowy wpływ na krótką polską historię Gorzowa Wielkopolskiego. Nasze miasto wybudowali w XIII wieku Brandenburczycy, naprzeciw kasztelanii santockiej. Wtedy Gorzów i Santok stały po przeciwnych stronach Warty jak skłóceni bracia. Dziś już się zlały w jedną aglomerację.

Ludzie, którzy zewsząd (bo nie tylko z Kresów) napływali po wojnie do Gorzowa, nie tworzyli organicznej wspólnoty. Ale wspólnota losu też jest solidnym spoiwem narodu, tyle że taka wspólnota rośnie długo. Władza była wówczas obca, kolaboracyjna. Sąsiadów dopiero należało poznać, więc i sprzeciw wobec komunistów był trudniejszy niż gdzie indziej. Nowe życie polskie budował przede wszystkim Kościół, z takimi wielkimi postaciami jak sługa Boży biskup Wilhelm Pluta. Kościół tworzył wolną przestrzeń i tej przestrzeni bronił.

W połowie lat 70., gdy zaczynałem szkołę średnią, działał w Gorzowie ksiądz Witold Andrzejewski. Jego kaplica na Chodkiewicza, bardzo blisko naszego Liceum im. Tadeusza Kościuszki, w podmiejskiej dzielnicy willowej, była „miejscem magicznym”. Choć normalnie biorąc takie określenie nijak się ma do katolickiej kaplicy, coś w tym jednak było. Kaplicę na Chodkiewicza, czyli zaadaptowany do kultu katolickiego parter poniemieckiej willi, otaczała aura niewidzialnej reduty, strzeżonej przez niezwykłego księdza: artystę, który zszedł ze sceny, by pójść za Chrystusem do seminarium. A i scena, z której odchodził, nie była całkiem zwykła. Tajemniczy porządek historii sprawił, że młody Witold Andrzejewski występował w Teatrze Osterwy wtedy, gdy przez krótki czas dyrektorem literackim był tam Zbigniew Herbert.

O młodym księdzu Andrzejewskim mówiło się w mieście, że samotnie przeciwstawia się komunistom i nie boi się mówić o tym, o czym inni milczą. To ściągało tam duchy niespokojne i buntownicze, spragnione prawdy i wolności. I „na Chodkiewicza” chodziło się tak, jak później na zebrania opozycyjne. Za pierwszym razem z dreszczem emocji, za każdym kolejnym – z uczuciem dumy wiernej mniejszości, a w końcu z rosnącą świadomością, że ta droga zmieniła nasze życie.

Wielu pierwsze spotkanie zaskakiwało. Zaskakiwało, ale nie rozczarowywało. Ksiądz Witold mówił o Bogu, o prawdzie, o sumieniu – często nie dotykając „tematów politycznych”. Emanował za to duchową i intelektualną kulturą, wewnętrznym zaangażowaniem i odwagą.

Najpierw uczył nas prawdy. Nie kłamać, nie milczeć o tym, czego nie wolno ukrywać, nie godzić się na kłamstwo. Ale również szukać prawdy, nie żyć formułkami, ustalonymi półprawdami. To wszystko było wyjątkową szkołą wewnętrznej uczciwości, bezkompromisowości; począwszy od niechodzenia na kompromisy z samym sobą. Nauka u księdza Witolda to były prawdziwe ćwiczenia duchowe, ćwiczenia w prawdziwym życiu, nie według okoliczności, ale według ducha. Gruntując w ten sposób sumienia, uczył nas miłości do Boga, do Kościoła, do Ojczyzny i do ludzi. (I o tym jeszcze napiszę).

Marek Jurek
Idziemy nr 6 (489), 8 lutego 2015 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter