W sprawie ks. Michała Olszewskiego SCJ konsekwentnie dotychczas milczałem. Mam bowiem świadomość szerszego kontekstu tej sprawy, jej powiązań z wielką polityką, z ideologiczną walką o dusze Polaków i gierkami ludzi, którzy chcą przy tym ogniu upiec swoją pieczeń. Mało kto przy tym pamięta, że aresztowanie ks. Michała było poprzedzone aresztowaniem prezesa firmy, która była głównym wykonawcą obiektu współfinansowanego z Funduszu Sprawiedliwości. Działo się to pół roku przed objęciem władzy przez rząd Donalda Tuska!
Do aresztowania ks. Michała walnie przyczyniły się zeznania wspomnianego dewelopera. Nie bez znaczenia mógł być fakt, że w tamtym konkursie na środki z Funduszu Sprawiedliwości odpadła Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, której interesy są teraz mocniej reprezentowane w Ministerstwie Sprawiedliwości. W tle może być zatem czyjaś wendeta. Na coś takiego zakrawa także sposób zatrzymania duchownego i znęcanie się nad nim przez funkcjonariuszy w pierwszej dobie po aresztowaniu. Do tego doszło rozpowszechnianie oszczerstw, jakoby ksiądz został aresztowany „w hotelu, gdzie przebywał w towarzystwie kobiety”. Zohydzaniem księdza było przypisywanie mu „egzorcyzmowania salcesonem”. Diabeł święcił triumfy.
Postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie o skróceniu do 30 sierpnia i tak już przedłużonego aresztu dawało nadzieję na sprawiedliwość. Jednakże w ostatniej chwili podległa Adamowi Bodnarowi prokuratura postawiła ks. Olszewskiemu nowy zarzut: udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, i wystąpiła z wnioskiem o przedłużenie aresztu. Komuś musiało bardzo zależeć na tym, żeby pod byle pretekstem zatrzymać zakonnika w więzieniu. Przychylił się do tego Sąd Okręgowy w Warszawie, ignorując wyrok sądu wyższej instancji.
Robienie z ks. Olszewskiego szefa albo członka mafii to naprawdę za dużo. W mojej opinii w tym wszystkim nie chodzi o niego samego. Przetrzymywanie go bez wyroku ma go psychicznie załamać, żeby zaczął obciążać ludzi związanych ze Zbigniewem Ziobrą i Suwerenną Polską. Mam wrażenie, niestety, że jest to próba „dożynania” (cytuję ministra Radosława Sikorskiego) ziobrystów przez ludzi obecnej władzy przy milczącym przyzwoleniu także niektórych działaczy PiS.
Sprawa ta nie jest jedyną, która pokazuje, jak obecna władza podchodzi do obowiązującego prawa. Ostatnie wypowiedzi minister Barbary Nowackiej, która kwestionuje decyzję Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego, albo publiczne kombinacje premiera Donalda Tuska i ministra Adama Bodnara, jak to zrobić, żeby obowiązujące prawo chroniące życie od poczęcia nie było w Polsce stosowane, odsłaniają, z kim mamy do czynienia. Sąd Najwyższy był obiektywny, kiedy zatwierdzał ważność wyborów dających władzę PO. Kiedy jednak poleca przeanalizować rozporządzenie minister Nowackiej pod kątem jego zgodności z konstytucją, to jest „pisowskim” trybunałem. Kogo w tej sytuacji mają słuchać dyrektorzy szkół i nauczyciele? I czy musimy płacić podatki na „szkołę Nowackiej”?
Benedykt XVI 22 września 2011 r. w Berlinie ostrzegał: „Polityka musi być działaniem na rzecz sprawiedliwości i tworzeniem w ten sposób podstawowych przesłanek dla pokoju. Oczywiście polityk będzie szukał sukcesu, bez którego nie byłoby możliwe skuteczne działanie polityczne. Sukces podporządkowany jest jednak kryterium sprawiedliwości, woli przestrzegania prawa i znajomości prawa. Sukces może również omamić, otwierając drogę do zafałszowania prawa, do niszczenia sprawiedliwości. «Czymże są więc wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?»”.
Wobec aplauzu instytucji unijnych dla aktualnego niszczenia praworządności w Polsce nie wiem, co jeszcze musi się wydarzyć, żeby proces staczania się państwa w stronę „bandy rozbójników” powstrzymać. I oby dokonało się to bez rozlewu krwi. Bo gdzie nie ma siły prawa, tam dochodzi do głosu prawo siły.