Można było się spodziewać, że wczorajszym słowem dnia będzie „mama”. Przeglądając Facebooka zostałam wręcz zalana morzem świeżych kwiatów i starych fotografii, anegdotek z codziennego życia młodych matek i wyznań tych dojrzałych. Były sesje ciążowe, buźki uroczych bobasów i twarze przystojnych młodzieńców. Uśmiechające się ze zdjęć piękne matki i jeszcze piękniejsze córki. Wdzięczne dzieci i dumne rodzicielki. Bukiety i laurki.
Były i emocjonalne memy: „Bóg nie mógł być wszędzie, dlatego stworzył mamy”, „Dla mojej mamy rzadko byłem jak anioł, ale dałbym wyrwać serce za nią”. No i piosenki. Dżemu i Viletty Villas. Trafiały się też materiały cięższe gatunkowo. Artykuły o rodzicielstwie zastępczym i stereotypie złej macochy. Hołd dla matek zabitych żołnierzy. I przejmujące historie kobiet, które dziecko straciły jeszcze przed urodzeniem. Wszystko to dopełniały „twarde dane”, czyli ostatnie statystyki na temat macierzyństwa w Polsce.
Ale w tej całej fali celebracji i pozytywnych emocji trafiłam też na akt ubolewania, tudzież ironiczny apel: „Świętujmy Dzień Matki z przymusu!”. Dlaczego? Bo „antykoncepcja awaryjna” znów na receptę. Chodzi oczywiście o ostatnią decyzję Sejmu uniemożliwiającą kobietom zakup pigułki ellaOne bez uprzedniej wizyty u lekarza.
No i wydało się. Macierzyństwo to nie jest coś pięknego, lecz przerażającego i opresyjnego. Zagrożenie. Awaria. Wysyłanie w świat takiego komunikatu, to zaiste dziwny sposób świętowania Dnia Matki. I czy – zgodnie z tą retoryką – za parę dni powinniśmy też świętować Dzień Dziecka z przymusu?