Sąd Najwyższy zawyrokował: prezydent Andrzej Duda nie mógł ułaskawić Mariusza Kamińskiego ponieważ ten nie był prawomocnie skazany. I można byłoby z tym wyrokiem polemizować lub się z nim zgodzić, gdyby nie pewien szczegół. Ten oto, że SN zajmował się sprawą, która nie leży w jego kompetencjach i nie powinna w ogóle trafić do rozpatrzenia. I na tym można by cały temat zakończyć. Ale warto pokusić się o pewien komentarz.
Żeby dojść do przekonania, że Sąd Najwyższy zajął się tym, czym nie powinien, nie trzeba być prawnikiem. Wystarczy nie być analfabetą funkcjonalnym, czyli rozumieć, co się czyta, i mieć choćby odrobinę dobrej woli. Gdy chodzi o naszą parlamentarną opozycję – oczywistym jest, że mamy do czynienia z brakiem tego drugiego. Co do Sądu Najwyższego – nie wiadomo.
Dlaczego Sąd Najwyższy przekroczył swoje kompetencje? Po pierwsze ponieważ popis kazuistyki, jaki usłyszeliśmy podczas uzasadniania przez SN swojego orzeczenia, nie przykrył tego, co jest istotą sprawy: SN orzekał w sprawie stosowania przez Prezydenta RP zapisów Konstytucji RP. A w tej kwestii uprawnienia do orzekania ma jedynie Trybunał Konstytucyjny.
Po drugie – jeśli nawet uznalibyśmy, że SN ma prawo interpretować zapisy Konstytucji RP, jej art. 139 brzmi: „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”. Tylko tyle. Nic ani o tym, że prawo łaski stosuje się wobec osoby prawomocnie lub nieprawomocnie skazanej, ani o tym nawet, że prawo łaski można stosować jedynie wobec osoby uznanej za winną. A każdy sąd, czy to Sąd Najwyższy, czy Sąd Rejonowy musi orzekać nie na podstawie swoich przekonań, że nie można ułaskawić osoby nie uznanej za niewinną, ale ściśle zgodnie z literą prawa, które głosi to, co głosi.
Wprawdzie Kodeks Postępowania Karnego w rozdziale 59, który dotyczy działu „Postępowanie po uprawomocnieniu się orzeczenia” omawia tryb procedury ułaskawieniowej. Jednak jego zapisy odnoszą się do procedury zmierzającej do trafienia prośby o ułaskawienie na biurko prezydenta. Nie dalej. Potwierdza to zresztą wybitny konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski, gdy wskazuje, że „prezydent stosując prawo łaski działa na podstawie własnej prerogatywy konstytucyjnej i nie jest związany żadnymi przepisami proceduralnymi regulującymi tę kwestię”. „Oznacza to swobodę oceny prezydenta, który podlega w tym względzie jedynie kontroli ze strony opinii publicznej” – pisze w artykule pt. ,,Stosowanie prawa łaski w świetle Konstytucji RP”.
Z kolei – jak czytamy na portalu porad prawnych sprawnik.pl – prof. Tomasz Grzegorczyk wskazuje, że KPK normuje jedynie procedurę ułaskawieniową przed sądami i Prokuratorem Generalnym, a przepisy w ogóle nie dotyczą postępowania przed Prezydentem, jako organem upoważnionym do stosowania prawa łaski. Prezydent może zastosować prawo łaski z pominięciem regulacji zawartej w KPK.
Wniosek jest jeden: Sąd Najwyższy dopuścił się tego, co nie przystoi nawet sądowi rejonowemu: nadinterpretacji prawa.
Cały szum wobec dzisiejszego wyroku Sądu Najwyższego udowadnia tylko dwie rzeczy.
Po pierwsze: że obecny kryzys systemu sądownictwa dosięgnął już nawet Sądu Najwyższego.
Po drugie: że zapisy Konstytucji RP są na tyle nieścisłe, że dają możliwość dowolnej interpretacji przez tych, którzy chcą ją wykorzystywać dla własnych celów. Zasadne jest więc rozpoczęcie dyskusji na jej zmianą.
Myśląc o polskich sądach, które zamiast strzec polskiego prawa, co i raz udowadniają, że się do niego nie stosują, przypomina się biblijne: „lekarzu, lecz się sam”. Rzecz w tym, że to już przerabialiśmy. Ten lekarz sam się nie wyleczy!