„Czy Polacy zrozumieją, że chemia i biologia w szkole są ważniejsze niż lekcje religii? Kto nas uratuje: naukowcy pracujący nad szczepionką czy ksiądz idący ulicami z monstrancją i odprawiający czary?” – napisała Urszula Ptak, Polka mieszkająca w Berlinie. Rzeczywiście, ktoś tu czegoś nie rozumie. Ale nie sądzę, aby w tym przypadku byli to Polacy-katolicy. Retoryczne pytanie pani Ptak zalatuje marksistowskim światopoglądem naukowym, który miał, w przeciwieństwie do „szerzonych przez klechy zabobonów”, uratować ludzkość.
Bardzo lubiłem biologię i chemię. Zresztą po maturze rozpocząłem studia biologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Chciałem być genetykiem. Kto wie, może dzisiaj pracowałbym nad rozszyfrowaniem koronowirusa. Ale przyszło powołanie zakonne i kapłańskie. Jedną z iskier, przez które się ono objawiło, był artykuł Teilharda de Chardina (1881-1955), francuskiego kapłana, jezuity, filozofa i teologa, a zarazem geologa i paleontologa, współpracującego z najwybitniejszymi uczonymi. Już jako uczeń podstawówki uznałbym przeciwstawianie nauczania przedmiotów ścisłych nauczaniu religii za jakieś – delikatnie mówiąc – nieporozumienie. I wcale nie przede wszystkim dlatego, że są to różne porządki doświadczenia i poznania, ale dlatego, że te porządki, choć różne, potraktowane inteligentnie, wzajemnie się uzupełniają.
Wygląda na to, że Urszula Ptak nie lubi Kościoła katolickiego i dlatego zaatakowała wiarę Polaków i lekcje religii, ale równie dobrze – stosując myślenie, które zaprezentowała – mogłaby rozedrzeć szaty i zapytać, czy Polacy zrozumieją, że chemia i biologia są ważniejsze niż literatura polska, historia, zajęcia z plastyki i muzyki itp. No bo kto nas uratuje? Uczeni medycy czy pisarz piszący książki? No bo przecież nie artysta malujący obraz czy też muzyk grający na skrzypcach ani tym bardziej aktor na scenie. Tyle że takie porównywanie nie ma po prostu sensu. Chyba że się chce kogoś poniżyć…
Poza tym wiara, że nauka nas uratuje, jest już od dawna passé. To, co się dzieje w związku z koronawirusem, pokazuje nam aż nadto ograniczenia nauki. Zresztą i bez koronawirusa było wiadomo, iż ludzie umierają, a medycyna często okazuje się bezradna. Oczywiście cieszy olbrzymi postęp, jaki dokonał się w służbie zdrowia, tym niemniej ostatecznie żaden największy uczony nas nie uratuje. Prędzej czy później na coś pomrzemy. Rozwój medycyny pomaga nam godnie przejść przez życie i… godnie umrzeć. Nauki ścisłe niewiele jednak mają nam do powiedzenia na temat sensu życia, miłości i znaczenia śmierci. Uratować w sensie definitywnym może nas tylko Bóg, który nas stworzył, i który może nas obdarzyć życiem wiecznym.
Oczywiście, jeśli ktoś w Boga nie wierzy i jeśli jest trochę prymitywny, to w stosunku do praktyk religijnych podejmowanych przez osoby wierzące powie pogardliwie, że to odprawianie czarów. Czym są jednak praktyki religijne z punktu widzenia autentycznej wiary? W „Dzienniczku” s. Faustyny Kowalskiej czytamy, że istotą wszelkich modlitw, nabożeństw i kultów jest zaufanie Bogu. Wyraża to napis, jaki widnieje na obrazku Jezusa Miłosiernego: „Jezu, ufam Tobie”. Wiara ma różne wymiary. Są w niej dogmaty, które Kościół, na podstawie Słowa Bożego i Tradycji, podaje do wierzenia; są przykazania, które należy zachowywać, jest liturgia – ale najważniejszym wymiarem jest osobiste spotkanie Boga i powierzenie Mu siebie, własnego życia i śmierci. Ksiądz idący ulicami z monstrancją nie uprawia czarów, nie szepcze żadnych zaklęć, ale świadczy, że cokolwiek by się działo, Bóg jest z nami. I będzie z nami po wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Życie człowieka jest tajemnicą otwartą na nieskończoność, na Absolut. Możemy odrzucić tę tajemnicę, ale wtedy trzeba się zgodzić, że jest tak, jak to zarysował Romano Guardini: „Wniezmierzonej przestrzeni kosmicznej porusza się maleńkie ciało, zwane Ziemią. Pokrywa je cienka warstwa czegoś w rodzaju pleśni, którą nazywamy krajobrazem, życiem, kulturą, i egzystują tam maleńkie istoty zwane ludźmi. Całe to zjawisko trwa krótką chwilę, a potem wszystko się kończy”. I żadni naukowcy od szczepionek, żadni globalistyczni macherzy od lepszego świata nic na to nie poradzą. Bo zbawia tylko Bóg.