Dobrze pamiętam moją pierwszą spowiedź, choć było to niemal 40 lat temu. Nas, kilkudziesięcioosobową grupę drugoklasistów, przygotowywała katechetka w salce znajdującej się w domu parafialnym, czyli baraku przy budującym się kościele. Na religię prowadzała mnie mama, gdyż porą jesienno-zimową było ciemno. I albo czekała w kościele, albo przychodziła znów po lekcji, aby mnie odebrać. To tak à propos sugestii, aby lekcje religii odbywały się w salkach katechetycznych. Pamiętam naukę regułek, rachunku sumienia i próby z księdzem, który miał nas spowiadać – ale nie pamiętam żadnego strachu. Wryło mi się natomiast w pamięć oczekiwanie na moment, o którym katechetka mówiła, że jest to spotkanie z Panem Jezusem w konfesjonale. Czekałam na to spotkanie, spisując na kartce wszystkie grzechy, jakie przyszły mi do głowy. Po spowiedzi byłam szczęśliwa, że Pan Jezus oczyścił moje serce, by w nim następnego dnia zamieszkać i pozostać już na zawsze. Moi rówieśnicy nie wyglądali na straumatyzowanych tym, że mają przystąpić do spowiedzi. Raczej wszyscy czekali, by móc ustawić się w kolejce w bocznej nawie i być wysłuchanym przez księdza, co oznaczało, że wreszcie przestaje się być dzieckiem, którego nikt nie słucha i którego zdanie się nie liczy.
Obecna debata publiczna, która rozgorzała po tym, jak do sejmowej komisji ds. petycji trafiła w październiku ub.r. propozycja zakazu spowiadania osób poniżej 18. roku życia, wpisuje się w systematyczne wykorzenianie jakichkolwiek przejawów wiary z życia pojedynczych osób i całych społeczeństw. I to nie tylko na płaszczyźnie społecznej, ale także osobistej, bo przecież sakrament pojednania nie jest zagadnieniem społecznym czy światopoglądowym.
Podążając logiką przeciwników spowiedzi dzieci, należałoby stwierdzić, że jest całe mnóstwo spraw, które mogą stanowić traumatyczne przeżycia dla dzieci: złe traktowanie w szkole przez rówieśników, WF dla tych mniej sprawnych, sprawdziany, egzaminy. Czy oznacza to, że należy zlikwidować szkołę? Nikt chyba nie zaprzeczy, że dziecko od początku uczy się właściwego zachowania, postaw, wartości, oceny tego, co jest dobre, a co złe. To normalny proces wychowawczy, w który wpisuje się spowiedź, kształtując w dziecku zdolność oceny własnych czynów i wyborów oraz dążenie do poprawy. Często dorośli nie doceniają tego, jak wiele dzieci rozumieją i ilu spraw są świadome.
W obecnej debacie chodzi przede wszystkim o to, by zohydzić kolejny, ważny element wiary katolickiej. Nie jest to pierwszy zamach na spowiedź. W kontekście rozliczania Kościoła z przypadków wykorzystywania seksualnego nieletnich w różnych państwach padały propozycje, by znieść tajemnicę spowiedzi, co miałoby się przyczynić do lepszego wykrywania sprawców. Prawo stanowe w Australii zobowiązuje księży do złamania tajemnicy spowiedzi w tej materii, w przeciwnym razie grozi im do trzech lat więzienia. Kościół katolicki w tym kraju potwierdził jednak, że księża woleliby iść do więzienia, niż złamać tajemnicę spowiedzi. W Polsce padają podobne deklaracje ze strony księży, jeśli chodzi o zakaz spowiadania dzieci.
Jak ważna jest spowiedź dla życia duchowego, pokazuje Rok Jubileuszowy. Po to są kościoły jubileuszowe, by móc przystąpić w nich do sakramentu pojednania. To, że debata nad zakazem spowiadania nieletnich trwa właśnie w Roku Świętym, pokazuje, że jest to walka na poziomie duchowym, która nie ma nic wspólnego z troską o dobro dzieci.