Otóż błędem byłoby myślenie, że spełnienie obywatelskiego obowiązku polega po prostu na pójściu do lokalu wyborczego, skreśleniu krzyżyka i wrzuceniu głosu do urny. Najpierw trzeba zorientować się w miarę możliwości, jakie poglądy głoszą kandydaci i reprezentowane przez nich ugrupowania. Następnie potrzeba uczciwego namysłu i oddania głosu zgodnego z sumieniem. Bo jeśli ktoś oddaje głos z tego powodu, że kandydat ma ładne oczy albo tak dla wygłupu, to lepiej będzie, jak w ogóle nie pójdzie głosować. Opowiadała mi znajoma, że w jej miejscowości w poprzednich wyborach parlamentarnych dużo głosów dostała partia Palikota. Okazało się ponadto, że na Palikota zagłosowały niektóre osoby, które były praktykującymi katolikami. Jedna z nich zapytana, jak mogła głosować na partię, która głosi sprzeczne z nauczaniem Kościoła idee, odpowiedziała ze zdziwieniem: „Sprzeczne z nauczaniem Kościoła? Nic nie słyszałam. Palikot to fajny gość, który ich wszystkich pogoni…”. No cóż! Z takim rozeznaniem uczciwiej byłoby pozostać w dniu wyborów w domu. Nie wystarczy zatem zachęcać do głosowania. Najpierw trzeba zachęcać do zorientowania się w sytuacji.
Tego rodzaju zachęty muszą iść w parze z domaganiem się od polityków i mediów rzetelnej i podanej w zrozumiałej formie informacji. Szczególnie istotna jest rola mediów, w tym mediów publicznych, które z definicji powinny służyć całemu społeczeństwu, a nie tylko jednej opcji. Media nazywane są dziś czwartą władzą, a niekiedy nawet pierwszą, gdyż ich wpływ na myślenie obywateli bywa decydujący. Od nastawienia mediów zależy, co i w jaki sposób przedstawią, co przemilczą, a co nagłośnią. W konsekwencji, kiedy na przykład główne wydania wiadomości największych stacji telewizyjnych „biją w jeden bęben”, oznacza to, że prawo obywateli do wyborów jest zagrożone. Kościół zatem, przypominając obywatelom o głosowaniu, powinien apelować o taki porządek polityczno-medialny, który umożliwia obywatelom wyrobienie sobie zdania o wydarzeniach i osobach.
Obok zasady moralnego obowiązku uczestniczenia w wyborach, Kościół wskazuje na uzasadnione prawo „obywateli katolików do swobodnego wyboru tej spośród politycznych koncepcji (…), która według ich uznania najlepiej odpowiada wymogom dobra wspólnego” (Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym, 2). Pod jednym warunkiem: katolik powinien wybierać te propozycje polityczne, które są zgodne, albo przynajmniej nie są sprzeczne, z wiarą katolicką i naturalnym prawem moralnym. I tak, jeśli rząd ma ministra, który głosi ideologię gender i skrajny feminizm, to powstaje pytanie: Czy obywatel katolik powinien głosować na rządowe ugrupowanie. Oczywiście, elementem polityki są kompromisy, a niekiedy tzw. wybór mniejszego zła. Dlatego przy dokonywaniu wyboru trzeba ważyć różne elementy.
Kompromitacja państwa przy ostatnich wyborach pokazuje nam, że nie wystarczy zagłosować. Trzeba jeszcze mieć system stworzony w sposób kompetentny i uczciwy, który jest w stanie dokładnie policzyć rzeczywiście oddane głosy. Taki system to fundament demokracji. Jeśli jest on niewiarygodny, to wszystkie inne elementy życia demokratycznego stają się niewiarygodne. A jeśli obywatel uważa, że sam system jest zakłamany, to ma prawo protestować, także na ulicach i placach. Tak jak swego czasu uczynili to Ukraińcy wobec ewidentnego zakłamania wyników wyborów w ich kraju.
Dariusz Kowalczyk SJ |