Prezydent Turcji Erdogan mówi głośno o możliwości przywrócenia kary śmierci. „Jeśli ludzie zechcą kary śmierci, partie podążą za tą wolą” – oświadczył wódz na manifestacji odbywającej się pod hasłem – a jakże! – „Wiec dla demokracji i męczenników”. Nie wiadomo, o jakich męczenników chodzi, ale na pewno nie o tysiące ludzi uwięzionych w ostatnich tygodniach z rozkazu Erdogana. Nasi zachodni sąsiedzi, którzy chcieli przyjmować Turcję do Unii Europejskiej, ustami rzecznika rządu pospieszyli z ostrzeżeniem, że „Niemcy i inne kraje UE odrzucają kategorycznie karę śmierci. Kraj, w którym obowiązuje kara śmierci, nie może być członkiem UE”. Erdogan w tej sytuacji waży pewno, co mu się bardziej opłaca. A turecki lud – oczywiście nie cały – wznosi hasła: „Erdoganie, jesteś darem od Boga!”.
Z drugiej strony mamy kuriozalny fakt, że lewicowy liberalizm, który w Unii jest obecnie poglądem prawie że obowiązującym, z taką determinacją zwalcza karę śmierci, a jednocześnie wspiera eutanazję i aborcję na życzenie. Ci, którzy kreują się na wielkich demokratów, zniesienie kary śmierci po prostu narzucili. Nie pytali ludzi o zdanie, ale za pomocą mediów jedyny słuszny pogląd wtłaczali do głów, a przede wszystkim do kodeksów prawnych. W sprawie aborcji stosują inną propagandę, a mianowicie powtarzają, że każdy powinien zdecydować w swoim sumieniu, bo nie można nikomu na siłę narzucać moralności. Poza tym – zdaniem światopoglądowych lewaków – istota w łonie matki to nie człowiek, którego nie można by zabić. Co innego wielokrotny morderca…
W wydanym w 1992 r. Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że „tradycyjne nauczanie Kościoła uznało za uzasadnione prawo i obowiązek prawowitej władzy publicznej do wymierzania kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi” (nr 2266). Kościół potwierdził zatem tradycyjną naukę o dopuszczalności kary śmierci w pewnych przypadkach. Jednak Corrigenda, czyli opublikowane w 1998 r. poprawki Kongregacji Nauki Wiary do Katechizmu, ujmują tę kwestię inaczej: „Dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy »są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale«” (nr 2267).
To ostatnie stwierdzenie jest cytatem z encykliki Evagelium vitae (nr 56) Jana Pawła II. Ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Joseph Ratzinger wyjaśniał: „W encyklice papież nie wyklucza, że może zaistnieć sytuacja, w której nie sposób obronić w inny sposób [niż kara śmierci] ładu publicznego i bezpieczeństwa jednostki”. To prawda, niemniej w 1999 r. podczas Mszy Świętej w St. Louis w USA Jan Paweł II powiedział: „Ponawiam wezwanie, które zawarłem niedawno w orędziu na Boże Narodzenie, aby godzono się położyć kres karze śmierci – praktyce okrutnej i zarazem niepotrzebnej”. Jeszcze mocniej na temat zniesienia kary śmierci wypowiada się Franciszek. W przesłaniu wideo, jakie skierował do uczestników Światowego Kongresu Przeciwko Karze Śmierci w Oslo, obecny papież stwierdził: „W naszych czasach kara śmierci jest nie do przyjęcia, bez względu na to, jak wielką zbrodnię popełniłby człowiek. Godzi ona w nienaruszalność życia i w godność osoby ludzkiej”.
Nie brakuje katolików, którzy nie zgadzają się z takim postawieniem sprawy i gdyby mieli możliwość, głosowaliby za karą śmierci. Zmarły w minionym roku ks. Tadeusz Ślipko, jezuita, wybitny etyk katolicki, bronił prawa państw do stosowania kary śmierci. A przytoczonych wyżej wypowiedzi papieskich nie uważał za bezwarunkowo wiążące, czyli przekreślające dwutysiącletnie nauczanie Kościoła w tej materii. Tyle że zapewne ojciec Ślipko nie popierałby Erdogana, który zastanawia się, jak definitywnie wyeliminować swoich politycznych przeciwników.
Dariusz Kowalczyk SJ |