28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Kapelan prawdy

Ocena: 0
2674
Pogrzeb ks. Witolda Andrzejewskiego, o którym wspomnienie zacząłem pisać tydzień temu, należał do największych w historii Gorzowa Wielkopolskiego. Raz jeszcze Szef – jak mówili o nim najbliżsi wychowankowie, od czasu gdy jeszcze jako diakon kierował strażą porządkową w pielgrzymkach częstochowskich – zebrał nas wszystkich. Przyjechali – z kraju, z zagranicy, nawet z Australii – ludzie, których rozrzuciło nie tylko po świecie, lecz także po różnych stronach sporów politycznych w Ojczyźnie. Ale wszyscy ukształtowani w tej samej patriotycznej formacji, bo w nauczaniu księdza Andrzejewskiego otwartość na ludzi wiązała się zawsze z uniwersalizmem narodowych obowiązków. Traktował je Ksiądz Witold jako naturalne, przyrodzone, ale o ich naturalności uczył w tym samym stopniu treścią i samą formą swego wychowywania. W tej patriotycznej formacji było więcej promieniowania niż dydaktyzmu.

Polskę ks. Andrzejewski kochał tym szczególnym, kresowym patriotyzmem, który (jeśli nie pochodzimy „stamtąd”) znamy z Mickiewicza, Orzeszkowej, Mackiewiczów, Konwickiego. Był to patriotyzm, w którym obrona Ojczyzny była jednocześnie obroną własnej ziemi, bo tam – o czym Kresowiacy w odróżnieniu od innych Polaków dobrze wiedzieli – utrata niepodległości mogła zawsze oznaczać utratę gruntu pod nogami. Stąd Polską stawało się wszystko: przyroda, muzyka, strój, obyczaj. Ksiądz Witold był piłsudczykiem z urodzenia, więc jego stosunek do Marszałka był bardzo sienkiewiczowski. To nie była brzozowszczyzna Organizacji Bojowej ani żeromszczyzna niechęci do zacofanego dworu. Dla tego oficerskiego pogrobowca (ojca Księdza Witolda zamordowali Sowieci podczas pierwszej okupacji) Piłsudski był po prostu wodzem – jak książę Jeremi, Stefan Czarniecki czy król Jan III. A antysanacyjna prawica, do której zaczęła się przyznawać spora garść jego wychowanków? To nie była żadna reakcja, ale po prostu ludzie, którzy nie szanowali ukochanego wodza, do którego miłość była tym większa, że to był właśnie swój, ktoś „stamtąd”, ucieleśnienie Polski kresowej. Przed nadmiarem endeckich fascynacji Ksiądz Witold przestrzegał wychowanków bez niechęci, jak przed czymś, co też jest polskie, choć dalekie od domu, w którym się wychował.

Należał do formacji duszpasterzy akademickich, z których największym był ks. Karol Wojtyła. Ta formacja była w pewnym sensie pokoleniem, mimo że Ksiądz Witold był od świętego papieża dwadzieścia jeden lat młodszy. Pokolenie jednak konstytuuje wspólnota doświadczenia, a to – w wypadku księży wychowujących katolicką inteligencję w czasach PRL – było jedno, szczególnie między Październikiem ’56 a Sierpniem ’80.

Wspominając tamte czasy, św. Jan Paweł II pisał, że studenci, którzy przychodzili do duszpasterstwa akademickiego, bardziej niż o wiarę pytali o sens życia. Czy był w tym cień jakiejś obojętności, przewaga tego, co egzystencjalne, nad wymiarem czysto religijnym? Raczej oczywistość wiary, ale też tajemnica czynienia jej autentycznym życiem, wbrew kłamstwu uzbrojonemu w przemoc.

Marek Jurek
Idziemy nr 7 (490), 15 lutego 2015 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter