W tych dniach minął rok od wyborów parlamentarnych. Rok pełen emocji, ostrych konfliktów, ale też nadziei, że państwo polskie poważnie zaczyna traktować swoje zadania. Bo przecież nieprzypadkowo poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości jest wciąż bardzo wysokie. To nie wynik PR-owskich chwytów – w tej sferze PiS radzi sobie kiepsko – ani też szczególnej osłony medialnej, bo rząd jest raczej atakowany, niż chwalony. Poparcie wyrasta z konkretnych działań na rzecz ludzi, z widocznej determinacji, by zrealizować wszystkie najważniejsze obietnice. Fundamentalne znaczenie ma oczywiście 500+, czyli realna pomoc dla milionów rodzin. Sukces tego programu sprawia jednak, że i inne obietnice brzmią realnie.
Opozycja, także ta medialna, nie bardzo rozumie, dlaczego rząd, prezydent i partia rządząca mają tak dobre notowania. Za oknem protest goni protest, wszyscy wokół kipią emocjami, Europa smaga nas krytyką, a sondaże ani drgną, przełomu nie widać. Sprawa jest jednak prosta. Oto po raz pierwszy od ćwierćwiecza zmiana władzy przyniosła Polakom nie tylko zmianę twarzy pojawiających się w telewizji, języka, pojęć i atmosfery społecznej, ale także konkretne rozwiązania społeczne, zauważalne w każdym miasteczku i każdej, nawet najmniejszej wioseczce. To prawdziwa rewolucja i prawdziwy fundament nowej władzy.
Z perspektywy elity polityczno-medialno-biznesowej znaczenie mają nawet niuanse – kto awansował, kto stracił pracę, co kto powiedział, kto jaką zrobił minę. Wielu komentatorów przywiązuje do tych przesunięć w ramach elity zbyt dużą wagę. Dla większości Polaków nie mają one istotnego znaczenia, bo po pierwsze – są to sprawy bardzo dalekie i często niezrozumiałe, a po drugie – traktowane są jako coś nieuchronnie związanego ze sprawowaniem władzy. Ważniejsze jest poczucie, że państwo polskie staje na nogi, że nie wstydzi się patriotyzmu, że myśli także o słabszych. Wreszcie, że dba o sprawiedliwość.
W tym kontekście szczególnie ciekawie wygląda zapowiedź powołania komisji weryfikacyjnej, która ma zbadać warszawską reprywatyzację. Jeśli uda się odebrać fałszywym spadkobiercom choć jedną kamienicę, będzie można mówić o przełomie. Do tej pory złodzieje okradający sferę publiczną mieli zagwarantowany faktyczny immunitet. Trzeba było mieć prawdziwego pecha, by zostać złapanym, o utracie nielegalnie zdobytej korzyści nie wspominając.
Innego rodzaju przełomem, ale też ważnym, byłoby zbudowanie kanału przez Mierzeję Wiślaną. Oznaczałoby to nie tylko odblokowanie portów w Elblągu i Fromborku, dziś pozostających na łasce Rosji, ale także pokazanie, że Polska może realizować wielkie projekty, czyli ważne inwestycje infrastrukturalne. Niemoc w tej sferze była jasnym sygnałem, że państwo jest słabe, wycofane, bierne.
Liczni komentatorzy, także z prawej strony, ubolewają, że konflikt polsko-polski wciąż nie wygasa. Czy jednak z tych dwóch wizji – III RP i IV RP – można ulepić jedną rzeczywistość? Czy te dwa różne światy wartości, a także dwie różne praktyki polityczne mogą się spotkać gdzieś „pośrodku”? Wątpię. Za tęsknotą za mniej ostrymi sporami kryje się złudzenie, że suwerenną, silną Polskę można zbudować, nie zderzając się z potężnymi interesami czy to sąsiadów, czy też ich krajowych sojuszników. To nigdy nie była prawda i nie jest to prawda również w XXI w.
Na marginesie: nie jest też prawdą, że Prawo i Sprawiedliwość bezmyślnie otwiera kolejne fronty. Odwrotnie, można narzekać, że wiele spraw pozostaje niezałatwionych, właśnie z obawy przed zbytnim rozhuśtaniem łodzi. Nie ma pewności, czy naprawdę niezbędna reforma edukacji nie zostanie przełożona, repolonizacja mediów pozostaje w sferze planów, podobnie uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości.
Mają rację ci, którzy mówią, że najgroźniejszym przeciwnikiem PiS-u jest pycha. Ale oczywiście zagrożeń jest więcej. Sfrustrowani przeciwnicy z pewnością nie ustąpią, można spodziewać się prowokacji na każdym polu, trzeba więc zachować ostrożność i rozwagę. Z kolei z każdym dniem sprawowania władzy ludzie PiS-u coraz mocniej będą obrastali interesami i zobowiązaniami. I coraz trudniej będzie im zmieniać Polskę, realizując obietnice. A jeśli zmieniać Polskę przestaną, szybko przegrają. Bo PiS, które nie różni się od poprzedników, nikomu nie jest potrzebny.
Jacek Karnowski |