W weekend ulicami Warszawy przeszła Parada Równości – coroczna manifestacja środowisk LGBT – lesbijek, gejów, biseksualistów i osób transseksualnych – oraz osób sprzeciwiających się homofobii i dyskryminacji. Apelowali o ochronę przed dyskryminacją i przestępstwami z nienawiści, o małżeństwa i związki partnerskie dla wszystkich obywateli oraz o edukację antydyskryminacyjną i seksualną w szkołach i – na dokładkę - o miasta bez barier.
Kilka dni wcześniej gościły w Warszawie przedstawicielki komisji praw kobiet i równouprawnienia Parlamentu Europejskiego (FEMM). Z satysfakcją kiwały głowami na zapewnienia strony polskiej, że nie wypowie ona konwencji antyprzemocowej. Poczuły się jednak zaniepokojone obcinaniem finansowania niektórym (wiadomo którym) organizacjom pozarządowym oraz utrudnionym dostęp do legalnej aborcji.
To właśnie środowiska zmierzające do zniesienia prawnej ochrony życia od poczęcia, atakujące konstytucyjną definicję małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny oraz forsujące ideologię gender jako jedyne zostały zaproszone przez ową komisję na spotkanie w Warszawie. Miał to być okrągły stół z organizacjami pozarządowymi na temat sytuacji polskich kobiet. Tymczasem dało się słyszeć jedynie utyskiwania na to, jak to w zaściankowej Polsce uniemożliwia się kobietom dokonanie aborcji.
Co to za okrągły stół, przy którym wszyscy mówią jednym głosem? A gdzie głos Fundacji Mamy i Taty, Konfederacji Kobiet RP, Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Legnickiej i innych, które gotowe są do debaty na temat sytuacji milionów polskich kobiet? Nie tylko tych, które chcą się pozbyć dzieci. I tak okazuje się, że komisja z równouprawnieniem w tytule dzieli kobiety na godne i niegodne równego traktowania.