Pszenica odporna na działanie preparatu chwastobójczego, modyfikowane soja czy kukurydza, łosoś rosnący sześciokrotnie szybciej niż w środowisku naturalnym – to tylko niektóre przykłady, czym jesteśmy karmieni. I czym najprawdopodobniej będziemy karmieni.
Organizacje rolnicze, konsumenckie, lekarskie, naukowe, prawnicze od lat stukają do bram kolejnych rządów, upominając się o żywność wolną od GMO i zmianę przepisów na takie, które ułatwią konsumentom dostęp do produktów prosto od ich wytwórców – nieprzetworzonych, niezmodyfikowanych. Do dziś bowiem rolnik nie może sprzedać serka czy wędliny własnej roboty bezpośrednio sklepowi, restauracji czy szkole.
Kolejny rząd brnie w przemysłowy, monokulturowy model rolnictwa, znany choćby w USA czy Wielkiej Brytanii. W takim systemie rządzą korporacje agrochemiczne i farmaceutyczne – to zagrożenie dla gleb, bioróżnorodności, a w konsekwencji żywności, czyli naszego zdrowia.
Kilka tygodni temu deklarację za prawdziwym rolnictwem i prawdziwą żywnością od prawdziwych rolników podpisały w Belwederze setki osób. Co ciekawe, ich spotkaniu patronował prezydent Andrzej Duda. A partia rządząca – wbrew obywatelskim poprawkom do projektu ustawy o zmianie ustawy o mikroorganizmach i organizmach genetycznie zmodyfikowanych oraz niektórych innych ustaw – upiera się przy strefach upraw GMO (art. 49 a ustawy). Organizacje społeczne, m.in. Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC), domagają się całkowitego i bezwarunkowego zakazu uwalniania GMO do środowiska – w celach komercyjnych czy eksperymentalnych – do czasu, aż nauka w 100 proc. potwierdzi ich bezpieczeństwo.
Rząd zasłania się prawem unijnym, ale nie podaje konkretnych jego zapisów. Jeśli projekt rządowy przejdzie bez uwzględnienia poprawek obywatelskich, uprawy roślin transgenicznych będą możliwe w każdej polskiej gminie.
Do posiedzenia podkomisji sejmowej zajmującej się projektem ustawy może być oddelegowana zaledwie jedna osoba ze strony społecznej. Jedno z posiedzeń zerwano w ostatniej chwili – kiedy do Warszawy zjechali już rolnicy z najdalszych zakątków Polski – z Pomorza Zachodniego, Małopolski czy Lubelszczyzny. To brzmi jak kpina wobec przedwyborczych obietnic wsłuchiwania się w głos obywateli.
Społecznicy walczący o Polskę wolną od GMO apelują o pisanie, mailowanie, telefonowanie do posłów z pytaniem, jak mają zamiar głosować w sprawie zmian w polityce rolnej: za uprawami wolnymi od roślin transgenicznych czy za niszczeniem środowiska i zdrowia; za promowaniem polskiego rolnictwa czy za zyskami korporacji biotechnologicznych.
I jak posłowie rządzący w tej kadencji mają zamiar wywiązać się z tej deklaracji, złożonej przez Jarosława Kaczyńskiego przed wyborami? "W słowach polityków koalicji [chodzi o PO i PSL – przyp. mo] słyszę nierzadko, że są przeciw GMO, niestety w czynach niebezpiecznie otwierają Polskę na to zagrożenie. Jest to postawa pełna politycznej hipokryzji, wskazująca, że obecna koalicja i rząd bardziej dbają o interesy wielkich koncernów niż o zdrowie i bezpieczeństwo Polaków. Jednocześnie składam publiczne przyrzeczenie i zobowiązanie: jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra najbliższe wybory i stworzy większość parlamentarną, całkowity zakaz upraw roślin GMO w Polsce wprowadzimy niezwłocznie! Wprowadzimy taki zakaz, bo bezpieczeństwo Polski i Polaków, bezpieczeństwo przyszłych pokoleń, jest dla nas najważniejsze."