Po tym, jak – po ponad trzech latach od referendum – Wielka Brytania pożegnała się z Unią Europejską, powoli milkną komentarze dotyczące finansowych i gospodarczych konsekwencji tego kroku. Pojawiają się zaś zapytania o duchową stronę tego „wyjścia”. Ponieważ brexit był trzykrotnie odraczany, sami Brytyjczycy zaczęli mieć wątpliwości, czy kiedykolwiek do niego dojdzie, widząc w tym coraz bardziej brak poszanowania ich suwerennej decyzji.
Przypominał o tym pochodzący z Liverpoolu abp Paul Richard Gallagher, sekretarz ds. stosunków z państwami w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej. Z drugiej strony podkreślał, że „po dwóch wojnach światowych i zniszczonej gospodarce zbudowanie europejskiego projektu dało nam 70 lat pokoju i dobrobytu”, ale „sam dobrobyt nie wystarcza”. Tak też uznało wielu Brytyjczyków, a zwłaszcza brytyjskich katolików, którzy nie dostrzegają już żadnych podstaw duchowych zjednoczonej Europy. Znany katolicki parlamentarzysta Sir Edward Leigh mówił o swoim rozczarowaniu Unią Europejską, która „jest zdecydowanie zbyt scentralizowana, a decyzje podejmowane są na zbyt dużą odległość od rządzonych ludzi, zarówno geograficzną, jak i społeczną”.
Słynny pisarz angielski, przedstawiciel nurtu katolickiego w literaturze angielskiej, Hilaire Belloc, który odrodzenie współczesnego mu społeczeństwa widział w powrocie do katolicyzmu, wygłosił w 1924 r. tezę: „Wiara to Europa i Europa to wiara”. A w swojej książce „Europa i wiara” wykazał, że sercem kultury europejskiej jest chrześcijaństwo. W naszych czasach przypominał o tym niestrudzenie zmarły w styczniu brytyjski filozof Roger Scruton, mówiąc, że chrześcijaństwo jest fundamentem naszego europejskiego dziedzictwa. Brak tego serca czy fundamentu w UE dostrzega wielu katolików, nie tylko zamieszkujących Wyspy. Z tego powodu wielu wyjścia z Unii nie żałuje, chociaż również katolicy są co do brexitu podzieleni – ale naturalnie ze względów gospodarczych i wizerunkowych.
Jedna rzecz jest pewna: Unia Europejska to nie to samo, co Europa. Przypomnieli o tym biskupi z Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE), że „choć Zjednoczone Królestwo nie należy już do Unii Europejskiej, nadal będzie częścią Europy”. Bo Europa to coś więcej niż tylko wzajemne relacje gospodarcze i ekonomiczne. Europa to wspólny dom oparty na wspólnych wartościach – w myśl założeń ojców założycieli Unii. Ten „proces [wyjścia] może być długi i trudny, ale może też stać się okazją do wywołania nowej dynamiki między europejskimi narodami i odbudowy sensu wspólnoty w Europie” – napisali biskupi. A tego ostatniego bardzo potrzeba wspólnocie europejskiej, która od jakiegoś czasu stała się „Europą dwóch prędkości” – Europą silniejszych, którzy narzucają wizję słabszym i mniej zamożnym państwom, zwłaszcza w kwestiach ideologicznych. Do tego mamy straszenie sankcjami, izolacją, karami. „Za każdym razem, gdy jakiś naród w referendum głosuje nie po myśli Unii (np. we Francji, Holandii, Irlandii), to Unia traktuje takie referendum jako nieważne” – podkreślał Scruton. Czy na tym polega wspólnota?
Bp Mariano Crociata, wiceprzewodniczący COMECE, powiedział w Radiu Watykańskim, że brexit jest okazją do refleksji „zarówno nad motywacjami ideowymi, praktycznymi i polityczno-historycznymi, z których zrodziła się Unia Europejska, jak i nad relacjami, które łączą narody ją tworzące”. Brexit pokazuje, że na dłuższą metę sam dobrobyt nie wystarcza. I to dotyczy każdej wspólnoty, nie tylko tej wielkiej europejskiej wspólnoty narodów, ale także tych małych, lokalnych, a nawet rodzinnych wspólnot.
A tymczasem brytyjscy katolicy przygotowują się do uroczystego zawierzenia Maryi, które nastąpi 29 marca tego roku w Sanktuarium Maryjnym w Walsingham. Ma być ono powtórzeniem zawierzenia Anglii Matce Bożej, którego dokonał w 1381 r. król Ryszard II, kiedy to kraj nazwany został „wianem Maryi”. Tegoroczne zawierzenie ma być impulsem do nowej ewangelizacji na Wyspach.