Kiedy uczniowie rozpoczynają rok szkolny Mszą Świętą, jest to przejaw fanatyzmu. Kiedy mają uwierzyć w „religię” homoseksualną, jest to światła tolerancja. Kiedy ksiądz w konfesjonale pyta nastolatka o dochowywanie czystości, to pedofil. Kiedy gej opowiada dzieciom o swoich erotycznych doświadczeniach, to edukator.
Na 26 października w co najmniej 211 polskich szkołach planowano obchody „tęczowego piątku”. W internecie rozgorzała gorąca dyskusja – także wśród rodziców – na temat posyłania tego dnia dzieci do szkół. Głos zabrał episkopat, organizacje prawnicze, rodzinne i pro-life. Minister edukacji powiedziała, że jakakolwiek akcja realizująca temat wykraczający poza podstawę programową musi zyskać pisemną zgodę rodziców. Niezależnie od tego, czy do akcji w końcu doszło, sam fakt, że „homoedukatorzy” wkraczają do szkół, każe bić na alarm.
„Tego dnia na szkolnych korytarzach zawisną tęczowe plakaty, a głównym tematem lekcji będzie akceptacja i otwartość na uczniów i uczennice LGBTQI. Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich” – informował na swojej stronie organizator akcji, Kampania przeciw Homofobii.
Co leży u podstaw założenia, że szkoła jest homofobiczna i wymaga reedukacji? Że jeden czy drugi nastolatek poczuł się w szkole gorzej? Że pan od polskiego nie podkreśla na każdym kroku, kto wielkim homoseksualnym poetą był? Albo że pani od matematyki nie przerabia zadania o budżecie domowym prowadzonym przez dwóch panów?
Szacunku nie da się wtłoczyć do głowy młotkiem. A tak działa poprawność polityczna. Jeśli nie chcę, aby moje dzieci słuchały w szkołach z ust geja, jaki cudowny żywot wiedzie, to znaczy, że jestem homofobką, jestem nietolerancyjna i nie ma dla mnie miejsca w społeczeństwie otwartym? Sęk w tym, że ono ma być otwarte – ale na wybranych. Ich liczba rośnie wraz ze wzrostem literek: LGBTQI… i ile jeszcze? Są ponoć przecież 52 orientacje seksualne!
W odezwie „tęczowego piątku” czytamy o „uczniach i uczennicach” – z typowym dla „środowisk poprawnościowych” pompowaniem parytetów. Ci, którzy chcą równych praw dla wszystkich, wynoszą na piedestał homoseksualistów, biseksualistów, transseksualistów i innych „seksualistów”. Skoro równo, to równo. Niejedno z heteroseksualnych dzieci było i czuje się w szkole źle traktowane: bo nosi okulary, bo jest grube, bo ma pryszcze, bo chodzi do kościoła, bo ma niemarkowe trampki. Czy – w imię równości, tolerancji, szacunku – im też zorganizujemy „ich dzień”?
A może po prostu nauczmy dzieci szanowania drugiego człowieka, bez względu na jego wygląd, światopogląd i orientację. Nie dlatego, że jest ciemnoskóry, nie wierzy w Boga, jest gejem. Ale dlatego, że jest człowiekiem. I kropka.