„Wyzwania i perspektywy wiary we współczesnym świecie” – to temat konferencji, jaka odbyła się w ramach tegorocznego zebrania Towarzystwa Teologów Dogmatyków. Teolodzy gościli w imponującym rozmiarami seminarium duchownym w Tarnowie. W tego rodzaju spotkaniach najważniejsze jest to, by się zobaczyć „w realu”, poznać, bezpośrednio porozmawiać. Ale wspólna refleksja na temat wiary też była ważna. Poruszyliśmy m.in. takie kwestie jak: „Konfrontacja wiary z marksizmem kulturowym”, „Papiestwo w służbie wiary Kościoła”, „Współczesna nauka a prawdy wiary”, „Media katolickie w walce z analfabetyzmem religijnym”. Specjalnym gościem była prof. Hanna-Barbara Gerl-Falkovitz, która wygłosiła referat na temat: „Ludzkie ciało dzisiaj: zagrożone kryzysem i zniszczone. Co oznacza «wcielenie» w orędziu chrześcijańskim?”. Niemiecka teolog w swoim kraju znajduje się w tej mniejszości, która jest bardzo krytyczna wobec tzw. synodu niemieckiego, czyli głównego nurtu katolików w Niemczech. Tym cenniejsze było jej świadectwo.
Kiedy patrzymy na sytuację w Europie, w tym w Polsce, nasuwają się nam pytania: Jaka jest przyszłość wiary katolickiej? Jak przekazywać wiarę kolejnym pokoleniom? To pytania, które są zadawane w każdym pokoleniu. Zresztą sam Jezus zastanawiał się: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8). To pytanie sugeruje, że wierzący mogą stać się naprawdę „małą trzódką” pośród obojętnego albo wrogiego wobec Ewangelii świata. Tak było w pierwszych wiekach. Tym bardziej trzeba pamiętać o Chrystusowym umocnieniu: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo (Łk 12,32)”. Z drugiej strony Mistrz z Nazaretu dał swoim uczniom śmiałe zadanie: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przekazałem” (Mt 28,19). Po 2 tys. lat Kościół rzeczywiście rozprzestrzenił się na cały świat. W zeszłym roku na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie mieliśmy studentów ze 128 krajów.
Kościół jest wielką, globalną wspólnotą, która ma do dyspozycji wiele środków, ale z drugiej wciąż doświadcza słabości i przeszkód. Z powodu grzechów swoich członków oraz zajadłości wrogów chwieje się w wierze. Ale przecież Jezus zapewnił nas: „Zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go” (Mt 16,18). O kondycji i przyszłości Kościoła mówi nam na swój sposób Księga Apokalipsy. Czytamy w niej, że Bestia, symbol potężnych, diabolicznych sił w świecie, „otworzyła swe usta dla bluźnierstw przeciwko Bogu […]. Potem dano jej wszcząć walkę ze świętymi i zwyciężyć ich, i dano jej władzę…” (Ap 13,6-7). Te rzeczy dzieją się na naszych oczach. Ale władza Bestii ma swą miarę. Przyszłość nie należy do Bestii, ale do Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. O Bożej mierze wyznaczonej złu pisał Jan Paweł II w książce „Pamięć i tożsamość”. Papież wskazywał na ideologie zła: komunizm i nazizm, ale wspomniał też o nowych ideologiach szerzących zło w sposób głębszy i ukryty.
Niekiedy czytam w internecie katofobiczne, pełne złości komentarze, które zapowiadają rychły koniec Kościoła. Ich autorzy często dodają na końcu uśmiechnięte buźki. Zastanawiam się, z czego właściwie ci ludzie się cieszą, jeśli naprawdę się cieszą. Rozumiem radość wiary, która nadaje naszemu życiu nieskończone, piękne znaczenie. Rozumiem radość z obietnicy Jezusa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. […] Idę przygotować wam miejsce” (J 14,2). Ale jaką radość może dać niewiara? Że za kilkadziesiąt, kilkanaście lat wszystko się skończy i nastanie nicość? Nie! To nie jest radość. To rechot wynikający z ogłupienia tyleż modnymi, co absurdalnymi ideologiami. Róbmy więc swoje, trwając przy wezwaniu Chrystusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15).