Wtedy w Jerozolimie też na pewno panował zgiełk, zbliżało się przecież święto. Należało posprzątać, zrobić zakupy, upiec przaśne chleby bez zakwasu, czyli macę. Kiedy wąskimi, stromymi ulicami Starego Miasta szedł Jezus ze swoim krzyżem, zgiełk trwał. W milczeniu szła Matka, kilka kobiet i niektórzy uczniowie. Może nawet próbując choć myślą i uczuciem towarzyszyć Jezusowi, nie słyszeli tego gwaru i szumu wokół.
Tak jak dzisiaj. Miasto huczy, na portalach i na ulicach zgiełk nie milknie. Zbliża się przecież święto, trzeba posprzątać, zrobić zakupy, upiec już nie macę wprawdzie, ale mazurki.
A ulicami idzie Jezus ze swoim krzyżem. Wśród naszych sporów, kłótni, przepychanek: kto pierwszy, kto lepszy, kto ma więcej racji, kto bardziej pokrzywdzony, kto szybciej zareaguje, kto mocniej przywali, kto bardziej złośliwie, kto wygrywa.
Ale Jezus już doszedł, jest przecież Wielki Piątek.
Może więc chociaż Jego uczniowie pozostaną w ciszy?