Powody do obaw powinni mieć zwolennicy przeciwdziałania skutkom demograficznej zapaści. Przykładem jest rezygnacja władz stolicy z Karty Dużej Rodziny mimo deklaracji i obietnic składanych przez urzędników Hanny Gronkiewicz-Waltz. Na Kartę „stać” już ponad 50 gmin w całym kraju. Dlaczego więc najbogatsze miasto w Polsce nie może sobie na nią pozwolić?
Ratusz tłumaczy to wysokimi kosztami, według szacunków to rocznie ok. 20 mln zł. Ale po pierwsze, w porównaniu z budżetem 12 mld to nic; a w porównaniu z wydatkiem ponad 100 mln rocznie na samych seniorów – to dużo mniej. Po drugie, nie jest powiedziane, że kwota musi być właśnie taka, bo nie wszyscy uprawnieni będą chcieli z tego korzystać. Po trzecie, jak ktoś tych dofinansowanych biletów na tramwaj, basen czy kino nie dostanie, to nie znaczy, że i tak sam je kupi. Najczęściej nie, bo wielu rodzin na to nie stać! Wyjście do kina w weekend, bo tylko to wchodzi w grę, jeśli dzieci się uczą, to dla 5-osobowej rodziny z dojazdem komunikacją miejską – aby nie korkować miasta – to co najmniej 180 zł! Bez coli, popcornu i lizaków! Teatr jest jeszcze droższy.
Więc do kasy miasta i kas kin czy muzeów, a przez to – do wspólnego budżetu wpłynie de facto mniej. A rodziny z dziećmi i tak są dyskryminowane przez fiskusa, bo płacą znacznie większy VAT, kupując sporo dla dzieci, w przeciwieństwie do bezdzietnych i singli. Poza tym dzieci, które będą nauczone korzystać z kin, basenu, teatru, będą to robiły w przyszłości i to również ze swymi dziećmi. Taka mała ulga to inwestowanie w przyszłość, przyciąganie młodego kapitału społecznego, nauka innowacyjności.
Tylko… nic z tego. Przynajmniej w stolicy, bo w pobliskim Grodzisku czy Wołominie już można. Można też w Gdańsku i w Krakowie. Powód jest prosty: mało która władza lokalna i centralna decyduje się na prawdziwą politykę wspierania dzieci, bo wie, że to nie przyniesie natychmiastowych korzyści. Czyli obecnej władzy punktów nie nabije. A jeśli tak, to nie ma co się starać. A że Warszawa stanie się wymarłym miastem, w którym tylko się pracuje...
Ale tak będzie w całym kraju, bo za niecałe 20 lat zniknie ludnościowo z mapy Polski kilka dużych miast. Trzeba o tym głośno mówić, bo to mocno osłabi naszą pozycję na świecie. Mówić i przeciwdziałać.
Jasne, że w dobie kryzysu nie starcza na wszystko. Pytanie, co powinno być priorytetem: finansowanie urzędników, których armia systematyczne rośnie, czy raczej młodego pokolenia? Odpowiedź jest prosta, bo to kwestia typu być albo nie być. Szkoda, że tak trudna do realizacji.
![]() |
|