Na naszej północno-wschodniej granicy rozgrywa się dziś prawdziwy geopolityczny dramat. Trwają rozmowy o „integracji ekonomicznej” Rosji i Białorusi, czyli tak naprawdę o wchłonięciu państwowym. Dla nas zapobieżenie przesunięciu armii rosyjskiej na naszą białoruską granicę to fundamentalna kwestia bezpieczeństwa, której – szczególnie w czasach wojen hybrydowych – nie zrównoważy obecność paru tysięcy amerykańskich żołnierzy.
Do tej pory głównym czynnikiem nacisku Moskwy na Mińsk były tanie dostawy rosyjskiego gazu. Dlatego właśnie w Parlamencie Europejskim domagałem się przedstawienia przez Unię konkretnego planu pomocy energetycznej dla Białorusi. Rosja grozi Mińskowi podniesieniem w ciągu dziesięciu lat cen gazu do poziomu rynkowego (zachodnioeuropejskiego). Dla Unii Europejskiej wyrównanie go na pewien czas nie byłoby żadnym problemem. Choć z pewnością wywołałoby niezadowolenie Moskwy. Niektórzy uważają, że nie wypada Brukseli pytać, po której naprawdę stoi stronie, tymczasem weryfikowanie ich rzeczywistego stanowiska (nie wobec „demokratycznych wartości”, ale wobec realnej niepodległości Białorusi) jest najzupełniej konieczne.
Bardzo cenne jest natomiast podjęte przez Polskę pośrednictwo w kontaktach Białorusi i USA w celu zapewnienia naszym północno-wschodnim sąsiadom bezpieczeństwa energetycznego. Wizyta w tym miesiącu amerykańskiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w Warszawie, prowadzone u nas rozmowy między przedstawicielami Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Białorusi i Polski – to rzecz nie do przecenienia. (Dla porządku: doradca ds. bezpieczeństwa narodowego to funkcja nie ekspercka, ale ministerialna, jedna z najważniejszych w rządzie amerykańskim; wykonywali ją w przeszłości Henry Kissinger, Zbigniew Brzeziński czy gen. Colin Powell.) Zmianę w relacjach Białorusi z Zachodem potwierdza przywrócenie normalnych stosunków dyplomatycznych z USA.
W tych zmianach politycznych Polska miała udział nie tylko w ostatnich tygodniach. Zamiana myślenia o Białorusi trwa już kilka lat. Wcześniej (szczególnie w okresie rządów PO) nasza polityka (wraz z Unią Europejską) oscylowała między demokratycznymi anatemami wobec Łukaszenki a nadziejami, że ocieplanie stosunków spowoduje polityczną demokratyzację. Lekceważono fakt, że demokracja wymaga dwóch zasadniczych przesłanek: istnienia państwa i opinii publicznej. Poparcie społeczne nie nadaje autokratycznej władzy demokratycznego charakteru, ale demokracji nie sposób ustanowić bez poparcia społecznego. A dziś na Białorusi nie ma żadnej demokratycznej alternatywy. Jest natomiast moskiewska alternatywa dla białoruskiej niepodległości, takiej jaka jest. Niepodległość państwa, kulturę narodową, życie społeczne – wzmacniać można zawsze. Podejście do tych spraw zaczęło się wyraźnie zmieniać w okresie ministerium Witolda Waszczykowskiego. Dziś może procentować. Pod warunkiem, że wygramy wyścig z czasem (czyli – z Moskwą).