Bardzo proste kryterium rozpoznania tego, czy dana oferta kulturalna warta jest naszego czasu i zainteresowania, zawiera się w tym, czy przydaje ona coś naszemu życiu czy wręcz przeciwnie – stanowi zagrożenie. Wtedy będzie to propozycja antykulturalna, ale również antyspołeczna. Współcześnie jednak taki nurt wpisuje się bardzo dobrze w powszechnie promowane założenia ideologii gender, które w zasadzie opierają się na seksualizacji społeczeństwa. Najlepszym tego przykładem jest obecnie szeroko dyskutowany film „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, powstały na podstawie bestsellera pod tym samym tytułem, autorstwa E.L. James.
Już sama promocja najpierw trylogii, a potem filmu odbywa się w nachalny i zmanipulowany sposób. W trakcie wywiadów z autorką rozmowa schodzi zawsze na temat tego, jak dzięki książce można urozmaicić własne życie seksualne. W ogóle nie mówi się o praktykach sadomasochistycznych, stosowanych przez bohatera powieści w stosunku do młodej kobiety, które trylogia promuje wśród swoich naiwnych czytelniczek (i czytelników!).
Jak w rzeczywistości takie praktyki wpływają na życie ludzi, pokazuje historia Boba Bashary, amerykańskiego biznesmena, który w styczniu tego roku został skazany na dożywocie za zamordowanie swojej żony. Powód? Odmawiała mężowi udziału w sadomasochistycznych praktykach. On sam organizował takie sceny jak w książkach o Greyu w podziemiach baru, zmuszając do nich inne kobiety. I choć amerykańskie media zestawiają historię Bashary z książkami o Greyu, w Nowym Jorku odbywa się właśnie Festiwal Filmów Pornograficznych. A film „Pięćdziesiąt twarzy Greya” pokazywany był na Festiwalu Filmowym Berlinale, jego aktorzy zaś i sama autorka bestsellerów celebrowani są jako gwiazdy świata kultury.
Cóż, jak zwykle protestują chrześcijanie i muzułmanie, co niestety tylko napędza promocję filmu – według krytyków filmowych nieudanego i nudnego. Protestują nawet niektóre amerykańskie feministki, zdaniem których film promuje wykorzystywanie seksualne kobiet oraz gloryfikuje przemoc seksualną i domową. Ciekawe, że Unia Europejska, która tak bardzo stara się o to, aby chronić kobiety za pomocą „Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”, wcale nie protestuje przeciwko poniżaniu kobiety w sposób ukazany w filmie.
To, niestety, kolejny przejaw schizofrenii naszych współczesnych społeczeństw. I nie chodzi tu wcale o pruderię wobec książek czy filmów zawierających sceny erotyczne. Takowe występują w wielu wybitnych dziełach literackich czy filmowych, ale odróżniają się tym, że mają służyć dostarczeniu jakiegoś wartościowego przesłania. Co nie wyklucza, że ukazują również ciemne strony ludzkiej natury. Może więc najważniejszy atrybut w filmie o Greyu, czyli kajdanki, ma jeszcze inne znaczenie? Mianowicie, tylko widzowie przywiązani kajdankami do foteli są w stanie zmarnować dwie godziny na ten seans filmowy.
Stefan Meetschen |