Przed zaprzysiężeniem prezydenta Bidena spojrzałem na swój komentarz sprzed czterech lat, do inauguracji kadencji ustępującego teraz prezydenta Trumpa. Chciałem się przekonać, czy padły podczas niej znaczące deklaracje. Istotnie, prezydent zapowiadał wtedy zawiązanie „nowych sojuszy”, co potwierdziło się wzmocnieniem dwustronnej współpracy wojskowej z Polską i wsparciem dla solidarności Europy Środkowej, czyli idei Trójmorza.
Tamto orędzie niemiecka prasa uznała za „przemówienie nacjonalistycznego rewolucjonisty”. Prezydent Trump rzeczywiście potrafił przeciwstawić się organizacjom międzynarodowym, choćby podnosząc na najwyższy do tej pory poziom tradycyjną republikańską „politykę z Mexico City”, zakaz finansowania organizacji aborcyjnych za granicą. Warto więc słuchać orędzi, bo nierzadko bywają i aktami polityki, i jej zapowiedziami, i kluczem do tego, by politykę rozumieć.
Prezydent Biden w swej inauguracyjnej mowie wielokrotnie wzywał do jedności, deklarował, że chce być „prezydentem wszystkich Amerykanów”, choć jednocześnie brutalnie atakował zwolenników Donalda Trumpa. Tu widać było już pierwszy kierunek jego strategii: pozyskiwać niezdecydowanych, zwalczać przeciwnych. O ile w samym takim podejściu nie ma nic oryginalnego, o tyle można było odnieść wrażenie, że każdy akcent pokojowy, solidarnościowy ma nie tylko służyć pozyskiwaniu poparcia czy choćby przychylności, ale też jeszcze mocniej izolować oponentów, by tym łatwiej ich atakować. „Pojawia się ekstremizm polityczny – mówił Biden – biały supremacjonizm, wewnętrzny terroryzm, którym stawimy czoła i które pokonamy”. Zapowiedział walkę „z uprzedzeniami i nienawiścią, ekstremizmem, anarchią i przemocą” i nadał jej wymiar wręcz ponadczasowy: „nasza historia jest ciągłą walką pomiędzy ideałem Ameryki, gdzie wszyscy jesteśmy stworzeni równi, a brutalną, paskudną rzeczywistością rasizmu, ksenofobii, strachu, demonizacji, które od dawna nas dzielą”.
Wszystko to brzmiało jak deklaracja radykalnego działacza Black Lives Matter. Joe Biden zresztą zapowiedział, że „odpowiedź na wołanie o sprawiedliwość rasową nie będzie już odkładana na przyszłość”, co oznacza zarówno nowe, radykalne ustawodawstwo etniczne, jak i zachętę do tego, by się go jeszcze gwałtowniej domagać. Trudno to wszystko uznać za materializację haseł solidarności i jedności.
Zapowiedź, że „Ameryka znów stanie się kluczową siłą dobra w świecie” oznacza światową konsolidację liberalnej polityki, nową ideologiczną solidarność między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. To nie będzie łatwy czas dla Polski. Tym bardziej trzeba wzmacniać współpracę Europy Środkowej, nie tylko jako element atlantyckiej orientacji naszych krajów, ale w wymiarze cywilizacyjnym i ustrojowym. Jak mówi się w Unii – od polityki reaktywnej czas przechodzić do proaktywnej. Im głośniej państwa liberalne będą mówić o swoich „wartościach”, tym wyraźniej wspólnie z Europą Środkową powinniśmy domagać się poszanowania naszych, czyli tak naprawdę uniwersalnych.