Kto pamięta film „Układ zamknięty, wie, jak – na przykładzie „Optimusa” Romana Kluski – polskie filmy były dławione przez państwo. Nadal się tak dzieje.
Wojciech Morawski, właściciel upadłego Atlantica. Fot. arch. ZPPFirma Atlantic przeżyła wojnę na Ukrainie i sankcje ze strony Rosji, ale poległa w zetknięciu z polską machiną państwową. Po 20 latach istnienia upadła. Ale tylko w Polsce – za wschodnią granicą nadal funkcjonuje.
W 1993 roku, kiedy powstawała, była jedną z jaskółek rodzimego biznesu potransformacyjnego. Dwa lata później wypuściła na rynek pierwszą kolekcję bielizny. W kolejnym roku weszła do Rosji i na Ukrainę, gdzie do dziś jest najbardziej rozpoznawalną marką w segmencie. W 2004 roku była 59. najdroższą marką w Polsce. Sześć lat później miała ponad 200 punktów sprzedaży, każdy kupował slipy z napisem „Atlantic”. Jeszcze w 2011 roku miała 130 mln zł przychodów. W 2014 roku bank BGŻ PNB Paribas – dotychczas partner biznesowy firmy – wypowiedział umowę leasingu centrum logistycznego w Pniewach z tytułu zwłoki wpłaty raty. To pociągnęło za sobą lawinę.
– Jednego dnia urząd skarbowy zablokował wszystkie konta i informację o tym wysłał do wszystkich naszych kontrahentów – wspomina Wojciech Morawski, właściciel upadłego Atlantica. Zablokowanie firmie kont to pozasądowa jej likwidacja, firma nie jest już zdolna funkcjonować. – Urząd nie chciał słyszeć o rozłożeniu milionowej kwoty na raty – mówi Morawski.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 10 (596), 5 marca 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 15 marca 2017 r.