W rejonie Radomia, określanym jako zagłębie paprykowe, warzywo to uprawia 2,5 tys. rolników, z czego 1,5 tys. to duzi producenci utrzymujący się tylko z uprawy papryki. Największym jej odbiorcą jest rynek rosyjski – trafia tam 40 proc. produkowanego towaru, reszta do sieci krajowych, krajów Zachodniej Europy i do Skandynawii.
Jakość niehandlowa
– Problem spadł na nas na samym początku zbiorów. Nie widzę perspektyw, by coś się zmieniło w ciągu najbliższych dwóch miesięcy – mówi Roman Sobczak, prezes Grupy Producenckiej Warzyw i Owoców „Polska Papryka”. Problem jest o tyle palący, że sezon zbiorów papryki trwa zaledwie trzy miesiące. W przypadku producentów jabłek, sezon handlowy rozciąga się na około 10 miesięcy. – Dwa tygodnie temu rozpoczęliśmy handel i zakończymy go w połowie października. Na rynku polskim podaż przeważa już nad popytem, co odbiło się na cenach – mówi Roman Sobczak. Cena za kilogram papryki I klasy spadła do 1,6-1,8 zł, z ubiegłorocznej 2,8-3,0 zł. Dla klienta cena papryki w sklepie jest jednak wysoka: to podobnie jak przed rokiem 5-6 zł za kg. Hodowcom papryki nie udaje się sprzedać wszystkich plonów. Towar niezebrany w odpowiednim czasie ma jakość niehandlową i można go już tylko zjeść dokładnie w dniu zerwania z krzaka albo wyrzucić.– Trzeba wiedzieć, że rolnicy nie mają zapasów finansowych, na bieżąco dysponują funduszami – wyjaśnia Roman Sobczak. – Obecnie te pieniądze, które otrzymujemy za paprykę to zaledwie zwrot kosztów poniesionych na produkcję. To oznacza, że nie będzie za co ruszyć z produkcją na wiosnę, nie mówiąc o spłacie kredytów czy modernizacji w gospodarstwie. Bo żeby utrzymać pozycję na rynku należy cały czas inwestować, bez tego wypada się z rynku – tłumaczy Roman Sobczak.
Z takimi samymi problemami zderzą się wkrótce inni polscy rolnicy oraz sadownicy, eksportujący towar do Rosji. W pierwszej kolejności problem dotyczy producentów tzw. produktów wrażliwych, czyli warzyw o krótszym terminie spożycia, jak kalafiory czy brokuły.
Polskie najlepsze
Rosja jest znaczącym odbiorcą polskiej produkcji warzyw i owoców.– Pod względem ilości najwięcej eksportujemy mrożonek warzywnych, pomidorów, warzyw kapustnych: kapusty białej, pekińskiej, brukselki, kalafiora i brokułu – mówi Tomasz Smoleński z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Pomidory spod osłon Rosja kupuje u nas głównie wczesną wiosną, po Holandii jesteśmy drugim największym eksporterem. Jesteśmy też dla Rosji czołowym dostawcą jabłek.
– Jabłka eksportujemy stosunkowo tanio. Odmiana Idared stała się towarem nie do zastąpienia. Nadaje się do długiego transportu i jest dużo tańsza niż np. Jonagold czy Golden Delicious eksportowane przez Hiszpanię. W innych krajach uprawiana jest w mniejszych ilościach i nie trafia na obce rynki – mówi Tomasz Smoleński.
Rosjanie zapowiadają jednak, że jabłka z krajów zachodnich zastąpią produktami z rynku chińskiego.
– Nie wiadomo czy Chiny mają tyle jabłek by pokryć zapotrzebowanie Rosji, a jeśli tak, to czy towar ten nadaje się do dłuższego transportu. Chiny mogą zaopatrywać wschodnią część Rosji z Syberią, z zaopatrzeniem zachodniej części Rosji może być problem – ocenia Tomasz Smoleński. Do tych wątpliwości należy dołączyć pytanie o jakość chińskiego produktu. Otwarcie mówi się tu o braku przestrzegania karencji – czasu od zastosowania środka ochronnego do zbioru owoców. Nasze jabłka trzymają wysokie standardy: otrzymują w Polsce certyfikaty na daną partię towaru, a drugi raz kontrolowane są wnikliwie przez służby rosyjskie.
– Rosyjskie embargo jest tym trudniejsze dla nas, że zbiegło się z rokiem urodzaju. Ten rok będzie rekordowy pod względem zbiorów jabłek, podobnie jeśli chodzi o zbiory warzyw. Wiosną mieliśmy bardzo dobre warunki do wysiewu i wegetacji warzyw. Zbiory warzyw gruntowych szacujemy w tym roku na 4,56 mln ton, dla porównania w ubiegłym roku były o 560 tys. kilogramów niższe – informuje ekspert.