Nie ma tam wojny, a jednak ludzie uciekają. Efektem dramatycznych starć politycznych i upadku gospodarki jest exodus ludności Wenezueli. Kraj ten opuściło już ponad 6,1 mln osób, co jest porównywane do sytuacji na Ukrainie.
fot. Matthias Mullie/UnsplashTo największy kryzys humanitarny w najnowszej historii Ameryki Łacińskiej. Wenezuelczycy trafili do 17 krajów w tym regionie. Wielu z nich wędruje pieszo, nie mając pojęcia, dokąd iść, nie mając też z czego żyć. A powód jest prosty: lewicowe władze Wenezueli po prostu zniszczyły gospodarkę kraju, a na zmianę rządu się nie zanosi.
ROPA TO PUŁAPKA
Paradoksalnie Wenezuela jest krajem niesłychanie bogatym – tu właśnie znajdują się największe na świecie złoża ropy naftowej. Od około 100 lat to właśnie ropa napędzała wenezuelską gospodarkę, tyle że jest to sytuacja na dłuższą metę skrajnie niebezpieczna. Widać to na przykładzie Rosji, która połowę dochodów swego budżetu czerpie z gazu i ropy. Spadek cen tych surowców czy zawirowania na światowych rynkach mogą zagrozić całej gospodarce kraju. Tak naprawdę do zmiany tej sytuacji potrzebne są głębokie reformy i inwestycje w wielu gałęziach gospodarki.
Jak długo ropa była droga, rząd Wenezueli mógł przeznaczać duże pieniądze na pomoc dla ubogich i rozmaite programy socjalne. Ale gdy cena spadła, zabrakło pieniędzy w budżecie i wsparcie dla potrzebujących okazało się niemożliwe. Co więcej, władzom brakowało pieniędzy na wszystko. Dług zagraniczny zaczął wzrastać tak bardzo, że na jego spłatę nie wystarczyłyby całe rezerwy walutowe kraju. Cały czas groziło ogłoszenie niewypłacalności. A bankructwo kraju miałoby dramatyczne skutki.
Niepokoimy się wysoką inflacją w Polsce. Tymczasem w lipcu 2022 r. inflacja w Wenezueli osiągnęła według agencji Reuters aż 137 proc. I tak przyhamowała, bo kilka lat temu dochodziła do około 500 proc. Oznaczało to, że wynagrodzenie otrzymane pod koniec miesiąca po kolejnym miesiącu traciło około połowy swej wartości. Banknoty – w Wenezueli pieniądzem są boliwary – stały się nic nieznaczącymi świstkami papieru. Ludzie zarabiali miliony, a nie mieli co jeść.
Lewicowy rząd zastosował metody wypróbowane przez socjalistów. Przede wszystkim wprowadził ścisłą kontrolę cen podstawowych produktów spożywczych, ale w takich cenach po prostu nie można ich było kupić. Rozrastał się więc czarny rynek, gdzie za wszystko płacono dolarami. Nikt nie chciał boliwarów, bo były bezwartościowe. Władze zabrały się więc za nacjonalizację prywatnych firm, a możliwość zakupu dolarów przez ludność została bardzo ograniczona. Jednak produkowanie czegokolwiek stało się nieopłacalne, bo niskie ceny urzędowe wymuszały sprzedaż poniżej kosztów produkcji. Tymczasem sprowadzanie towarów przez rząd z zagranicy okazało się niemożliwe, gdyż władzom coraz bardziej brakowało pieniędzy.
Efekty były dramatyczne. W Wenezueli brakowało 85 proc. wszystkich rodzajów lekarstw. Ludzie chodzili głodni. Jak mówili, życie wyglądało jak środek wojny – tyle że bez walk na ulicach. Nie można się więc dziwić, że uciekali za granicę.
I niestety w ciągu ostatnich lat niewiele się zmieniło. W ubiegłym roku władze przeprowadziły denominację. Banknot o wartości 1 miliona boliwarów zamieniano na banknot 1 boliwara. Tyle że wartość waluty od tego nie wzrosła; po prostu na banknotach jest dużo mniej zer…
PO CHÁVEZIE – MADURO
Od roku 1999 do 2013 Wenezuelą rządził prezydent Hugo Chávez. Ten lewicowy polityk usiłował realizować własne idee, w tym m.in. „socjalizm XXI w.”. Odnosił sukcesy dzięki wysokim cenom ropy naftowej – udało mu się zlikwidować deficyt budżetowy, a także poprawić warunki życia społeczeństwa. O ile w 1998 r. aż 55 proc. mieszkańców żyło poniżej progu ubóstwa, o tyle w 2005 r. już tylko 37,9 proc. Udało się ograniczyć analfabetyzm i utworzyć sieć placówek podstawowej opieki zdrowotnej. Ale też Chávez kierował krajem twardą ręką, uniemożliwiając działanie opozycji.
W grudniu 2013 r. Chávez zmarł. Szefem państwa został dotychczasowy wiceprezydent, Nicolas Maduro. Okazał się dużo mniej skuteczny od swojego poprzednika. Nie potrafił dać sobie rady z gospodarką, co natychmiast odbiło się na nastrojach społeczeństwa. Od 2014 r. w Wenezueli trwały protesty społeczne. Dochodziło do zamieszek; policja aresztowała setki ludzi. To wszystko spowodowało umocnienie się opozycji, która wygrała wybory parlamentarne w 2015 r. Koalicja na rzecz Jedności Demokratycznej uzyskała większość, a Zjednoczona Partia Socjalistyczna Wenezueli poniosła porażkę.
Jednak Maduro nie zamierzał się poddać. Usiłował ograniczyć uprawnienia parlamentu, a zarazem próbował wszelkimi sposobami ratować gospodarkę. Czynił to metodami co najmniej dziwnymi. I tak, chcąc zmniejszyć zużycie prądu, ograniczono pracę w sektorze publicznym do zaledwie dwóch dni w tygodniu. Zarządzono też kolejne podwyżki płacy minimalnej.