25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

2024

Więcej

Jak uczyć?

Ocena: 4.7
23387

Czy trzeba chodzić do szkoły, żeby ją ukończyć? Niektórzy uważają, że edukacja domowa to dziwactwo. Jeśli tak, w Polsce dziwaków przybywa, bo jeszcze trzy lata temu zaledwie sto rodzin uczyło swoje dzieci w domu. Obecnie jest ich około półtora tysiąca.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie w latach 70. zrodziła się współczesna moda na domową edukację czyli homeschooling, w domu uczy się około 3,5 mln dzieci. Taka forma edukacji jest legalna nie tylko w USA, ale także w Australii, Chile czy na Tajwanie. W Europie Zachodniej jedynie Niemcy nie przywrócili po II wojnie światowej możliwości edukacji domowej.

Rodzice, którzy wybierają nauczanie w domu, argumentują, że szkoły działają jak fabryka. Produkują podobne produkty. Równają do średniego poziomu.

– Edukacja domowa zrywa z przekonaniem, że zadanie wychowania należy do państwa. Stwarza szansę na to, że wychowanie znów zacznie się kojarzyć przede wszystkim z rodzicami – mówi Mateusz Matyszkowicz, filozof, niezależny publicysta, redaktor portalu „Teologia Polityczna”, od trzech lat uczący dwójkę swoich dzieci w domu.


ZEZWOLENIE NA NAUKĘ

Na nauczanie domowe pozwala obecnie ustawa o systemie oświaty z dnia 7 września 1991 r. z późniejszymi zmianami, przyjętymi w styczniu 2009 roku. Nauczanie domowe jest tam określone jako „spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą”. Mogą z niego korzystać dzieci po uzyskaniu opinii poradni psychologiczno- pedagogicznej o zdolności dziecka do nauki w domu. Dzieci mogą się uczyć pod opieką rodziców, ale także krewnych, starszego rodzeństwa czy korepetytorów. Jednak bez względu na to, kto będzie domowym nauczycielem, najpierw rodzice muszą zapisać dziecko do szkoły, a potem poprosić dyrektora placówki o zezwolenie na nauczanie w domu. Na tej podstawie dyrekcja szkoły podejmuje decyzję „w sprawie zezwolenia na spełnienie przez dziecko obowiązku szkolnego poza szkołą”. Dziecku jest wydawana legitymacja szkolna. W szkole Świętej Rodziny w Warszawie w roku szkolnym 2011/2012 w trybie domowym uczyło się 20 dzieci.

Wraz z wydaniem zezwolenia na nauczanie w domu szkoła obejmuje patronat nad domowym nauczaniem dziecka. Dyrekcja przekazuje rodzicom harmonogram składania przez dziecko egzaminów z poszczególnych przedmiotów: jeden egzamin roczny lub dwa egzaminy semestralne z danego przedmiotu. Wszystko zależy od umowy rodziców z dyrekcją szkoły. Wielu rodziców robi egzamin śródsemestralny, bo – jak przyznają – jest to dla nich ważna informacja zwrotna. Terminy egzaminów są ustalane z rodzicami i nauczycielami, którzy przekazują rodzicom informacje na temat podręczników oraz wymagań egzaminacyjnych. Po pomyślnie zdanych egzaminach dziecko otrzymuje promocję do następnej klasy, nie wystawia mu się jednak oceny z zachowania. Jeśli dziecko nie przystąpi do egzaminu lub go nie zda, zgoda na domowe nauczanie zostanie wycofana.

Nauczanie domowe można zacząć w każdym momencie podstawowej edukacji dziecka, a kiedy się je rozpocznie, nie trzeba go kontynuować aż do ukończenia szóstej klasy szkoły podstawowej.

– Trudnością są wysokie i rosnące koszty edukacji organizowanej we własnym zakresie, bo teza, że w edukacji domowej cały ciężar uczenia spada na rodziców to mit. Rodzice w ED są bardziej jak dyrektorzy małej domowej szkoły. Oznacza to, że organizują i nadzorują proces nauczania. Rodzice nie muszą być „Alfą i Omegą”, nie prowadzą na przemian lekcji z fizyki, historii i angielskiego. U nas w domu przedmioty, które są nam bliskie wykładamy sami, a w innych starannie dobieramy nauczycieli. Zaznaczę – naszych nauczycieli, odpowiadających nam profilem moralnym i wykształceniem. Taka samodzielność ma oczywiście wysoki wymiar finansowy, któremu często trudno podołać. Szczególnie, że w ED w okresie podstawówki, mama raczej nie może pracować zarobkowo – mówi Agnieszka Gessel, która zdecydowała się na nauczanie domowe swoich dzieci.


OGRÓD ZAMIAST PODRĘCZNIKA

Wielu osobom przyzwyczajonym do szkolnego systemu nauczania trudno sobie wyobrazić, że rodzice mogą znaleźć czas na efektywne nauczanie dzieci w domu.

– Wystarczy odrobina dyscypliny i systematyczność – mówi Matyszkowicz. – Przed południem naucza dzieci żona, która nie pracuje. Ja pracuję zawodowo, więc mam do dyspozycji wieczory i weekendy – opowiada. – Każdego ranka dzieciaki zasiadają przy dużym stole. W sumie mamy czwórkę pociech, ale dwoje na razie jest w wieku przedszkolnym. Dwójka starszych, w wieku 7 i 9 lat, ma swoje podręczniki. Każde z dzieci dostaje swoje zadanie. I tak, zajadając ciasteczka, pracują przez godzinę, czasem dwie.. Reszta czasu pozostaje do kreatywnego wykorzystania, zintegrowanego z codziennym życiem, włącznie z gotowaniem obiadu, co jest jednocześnie lekcją chemii, fizyki i zajęć technicznych.

W ramach domowego nauczania można realizować program, łącząc kilka przedmiotów naraz i nauczać materiału, który w szkole czasami jest podzielony na kilka lat. Przy omawianiu literatury można przecież mówić o historii, filozofii, muzyce czy religii. Nie trzeba siedzieć w ławce szkolnej.

– Pracując w ogrodzie, poznajemy rośliny, uczymy się, na czym polega fotosynteza – daje przykład Mateusz Matyszkowicz. Dobrze rozpisany program sprawia, że dzieci spędzają na nauce jedynie dwie-trzy godziny dziennie. Nie traci się czasu na przechodzenie z jednej sali do drugiej, na sprawdzanie listy obecności, na dyscyplinowanie uczniów itd.


Podział na zajęcia, które są nauką,
i na zajęcia, które nauką nie są,
wynika z myślenia kategoriami szkolnymi


Agnieszka Gessel przyznaje, że u nich w domu w okresie nauczania 0-3 nie było stałych reguł. – Są okresy, gdy nie uczymy się w ogóle w typowy, tradycyjnie szkolny sposób. Wtedy dzieci poznają świat w zabawie albo podczas szczególnie entuzjastycznie odbieranych wyjazdów. Czasem mąż powtarza z dzieciakami lekcje, siedząc w siodle podczas wycieczki konnej (jest instruktorem jeździectwa) albo uczą się geografii i rysunku w schronisku nad Morskim Okiem. Takie zajęcia są najwspanialsze! Staramy się też, aby dzieci miały czas wolny od obowiązkowych zajęć. To ważne prawo do robienia tego, co sobie same wymyślą. Bywają jednak dni, w których o 9 rano siadamy nad książkami i kończymy wieczorem. Czas nauki dopasowujemy do potrzeb, aktualnych zainteresowań i własnych możliwości. Sądzimy jednak, że wraz z kolejnymi klasami ta sytuacja będzie ulegać zmianie w stronę godzin bardziej stałych i sztywnych – mówi. – Dzieci mają także zajęcia pozadomowe, które narzucają regularność, jak judo, pływanie, szermierka, ale także angielski, francuski, plastyka, muzyka, harcerstwo, modelarstwo – dodaje.

– W nauczaniu domowym wszystko jest płynne – mówi Matyszkowicz. Podział na zajęcia, które są nauką i na zajęcia, które nauką nie są, wynika z myślenia kategoriami szkolnymi. – Z tego trzeba się wyzwolić – przekonuje.


ZA I PRZECIW

– To, że w klasie nie ma 30 dzieci, ale dwoje czy czworo, pozwala poświęcić wystarczającą ilość uwagi każdemu dziecku i podążać za jego zainteresowaniami. W szkole nauczyciel nie zdoła zaspokoić ciekawości każdego dziecka – przekonuje Matyszkowicz. – Arystoteles pisał: „Wszyscy ludzie z natury dążą do poznania”. Bazujemy na naturalnej ciekawości, a nie na „przymusie szkolnym” – podkreśla.

Dzieci uczone w domu są na ogół lepiej wykształcone i otrzymują lepsze wyniki w testach.

Lawrence Rudner, ekspert z zakresu analizy ilościowej, który analizuje wyniki uczniów szkół domowych („Scholastic Achievement and Demographic Characteristics of Home School Students”) w roku 1998 przedstawił badania dotyczące 20 760 osób z 11 930 rodzin. Wyniki wypadły na korzyść uczących się w domu. We wszystkich dziedzinach i na każdym poziomie uczniowie kształceni w domu, byli lepsi niż ich koledzy ze szkół publicznych i prywatnych – mowa o uczniach od poziomu zerówki do dwunastej klasy, czyli do 18. roku życia. Aż 25 proc. wszystkich uczących się w domu, którzy przeszli do szkół, zostało zapisanych do klasy co najmniej o jeden poziom wyżej niż ich rówieśnicy. American College Testing Program (test ACT) wykazał, że osoby uczone w domu w egzaminach dla absolwentów liceum uzyskały średni wynik 22,8, podczas gdy średnia ocen z egzamin dla wszystkich pozostałych studentów wynosiła 21 punktów.

Przeciwnicy domowego nauczania twierdzą, że na taki system edukacji mogą sobie pozwolić jedynie osoby z wykształceniem wyższym lub wykonujące zawód nauczyciela. Badania jednak wskazują, że tak nie jest. Wynika z nich, że dzieci rodziców słabiej wykształconych i tych, którzy nie są nauczycielami osiągają identyczne wyniki w testach jak dzieci rodziców wysoko wykształconych.

Joanna Białobrzeska, twórca programu nauczania Didasco, założycielka i dyrektor prywatnej szkoły podstawowej i gimnazjum Didasco, nie ma wątpliwości, że w procesie nauczania domowego można nauczyć efektywniej, przystosować nauczanie do tempa pracy dziecka, do jego predyspozycji.

– Sukces w życiu nie zależy jednak wyłącznie od wiedzy, ale także od tego, jak jesteś otwarty na ludzi, jak z nimi rozmawiasz, jak sobie radzisz z porażkami i jak rozwiązujesz konflikty. Dlatego tak ważna jest grupa społeczna, w jakiej zdobywamy wiedzę – mówi.

– W pracy grupowej dzieci uczą się współpracy, dzielenia się zadaniami. W dzisiejszym świecie, w dorosłym życiu będzie im to bardzo potrzebne – przekonuje. – Do mojej szkoły trafiło dziecko, które było nauczane w domu. Wystarczył rok, żeby jego umiejętności społeczne zostały upośledzone. Dziecko było niesamowicie głodne towarzystwa, grupy, rywalizacji. Przecież w szkole dziecko obserwuje innych, widzi, w jaki sposób reagują jego rówieśnicy, widzi, że czasami ktoś jest miły, a ktoś inny nie. Już w przedszkolu w grupie uczą się relacji między sobą, obserwują siebie nawzajem. W nauczaniu domowym jest duże niebezpieczeństwo, że umiejętności społeczne dziecka zostaną zaniedbane. Potem potrzeba wielu lat, żeby je odbudować – wyjaśnia Joanna Białobrzeska.

 

 


Dane Departamentu Edukacji USA pokazują, że chociaż edukację domową praktykują rodzice rożnych grup etnicznych, religijnych, kulturowych i o różnym statusie ekonomicznym, większość wśród nich stanowią biali, religijni konserwatyści, dobrze wykształceni przedstawiciele klasy średniej, którzy mają dwoje i więcej dzieci. Z sondaży wynika, że dla 36 proc. rodziców uczących swoje dzieci w domu głównym powodem, dla którego zrezygnowali ze szkoły, było pragnienie przekazywania dzieciom wartości moralnych, a 21 proc. chciało stworzyć swoim dzieciom jak najlepsze warunki do zdobywania wiedzy. Trzecim powodem było niezadowolenie z nauczania w szkole. Ono zmotywowało do rozpoczęcia domowej edukacji 17 proc. rodziców.

 

 

 



Ci, którzy wybrali domową edukację, argumentują jednak, że szkolna klasa stanowi sztuczny twór, odgórnie manipulowany przez nauczyciela, a to nie sprzyja rozwojowi zdrowej osobowości. Rozwój społeczny wymaga relacji z osobami w różnym wieku. Znacznie lepszym poligonem w tym wypadku jest rodzina, a ściśle rzecz biorąc – rodzina wielodzietna. Najlepiej jest, gdy domową klasę tworzy rodzeństwo w różnym wieku. Wtedy socjalizacja przebiega znacznie lepiej niż w warunkach szkolnych.

Krytycy szkolnej edukacji przypominają, że przecież dzieci potrafią się izolować także w szkole. W domu, w środowisku, które doskonale znają i gdzie czują się bezpieczne, zdarza się to rzadziej. Ponadto rodziny, które prowadzą edukację domową, blisko współdziałają. – Nasze dzieci spędzają dużo czasu u znajomych, z ich dziećmi, a ich dzieci u nas. Możemy na to pozwolić, bo dzieci mają więcej czasu wolnego niż ich rówieśnicy, którzy chodzą do szkoły. – mówi Matyszkowicz.

Agnieszka Gessel przyznaje, że nie myśli o zmianie trybu nauczania. – ED to niesamowita przygoda, dzieci uczą się samodzielności, konsekwencji, często same planują kolejność zajęć. My, jako rodzice, nie zwalniamy siebie z odpowiedzialności za wychowanie naszych dzieci, nie mamy również problemu z egzekwowaniem od nich posłuszeństwa, nie musimy posiłkować się osobami trzecimi, aby dzieci brały pod uwagę nasze zdanie. Nie ma sytuacji, że matka prosi nauczycielkę czy trenera sportowego o przekonanie dziecka do jakichś racji, ponieważ sama uważa, że nie jest do tego zdolna, że dziecko nie posłucha. Rodzice na własne życzenie zwalniają się z funkcji przewodnika dziecka i nie są dla niego autorytetem – przekonuje.


AUTORYTET Z ROZDANIA

Wszystkie, przeprowadzone dotychczas badania dotyczące edukacji domowej wskazują na korzyści tej formy nauczania. Można się jednak zastanawiać, czy w Polsce nauczanie w domu dla większości rodzin nie jest utopią. Mało która rodzina może sobie pozwolić na to, by pracowało tylko jedno z rodziców, a drugie na cały etat zajmowało się dziećmi, bo nie udałoby im się przeżyć od pierwszego do pierwszego. Na ogół rodzice są zapracowani, jak więc mogą znajdować czas na prowadzenie nauki swoich dzieci, na wycieczki krajoznawcze i spacery? Czy rzeczywiście efektywnie będą przedzierać się z nimi przez tajniki wiedzy?

 

 


Rodzice korzystający z edukacji szkolnej
oddają państwu część swego powołania
i zostają wyalienowani z procesu wychowania

 

Rodzicielstwo jest powołaniem, które realizuje się nie tylko w płodzeniu dzieci, ale przede wszystkim w ich wychowaniu i formowaniu na dojrzałych ludzi. Zdaniem Mateusza Matyszkowicza, istnienie przymusu szkolnego może zacierać świadomość tego powołania. W rezultacie rodzice nie do końca wiedzą, w jaki sposób przebiega edukacja ich dziecka. Stąd pojawia się agresja wobec nauczycieli. Z drugiej strony jednak, zdjęcie odpowiedzialności z systemów oświaty może prowadzić do rozmycia odpowiedzialności za edukację wychowanie następnych pokoleń.

Zdaniem Joanny Goc, specjalisty z zakresu edukacji elementarnej, rodzice nie zawsze sprawdzają się jako nauczyciele swoich pociech. – Łatwo jest o nadużycia. Rodzice mają problem z obiektywną oceną dzieci. Nauczyciel posiada autorytet z tzw. nadania, rodzice niekoniecznie, rodziców łatwo zmanipulować, mogą mieć problemy z konsekwencją. Poza tym, w wieku dojrzewania, kiedy pojawia tzw. konflikt pokoleń, rodzice przestają być dla dziecka autorytetem i wtedy może być trudność ze zmotywowaniem do nauki. Co więcej, rodzice, choć mają intuicję, mogą mieć niezdrowe nawyki zaczerpnięte ze szkoły sprzed 25 lat – mówi.

 

 

 


Badania „Homeschooling Grows Up” nad procesem socjalizacji „domowych uczniów” w Kanadzie dowiodły, że osoby między 15 a 34 rokiem życia, które były uczone kiedyś w domu, są bardziej zaangażowane społecznie. Aż 69 proc. z nich co najmniej raz w tygodniu podejmuje działalność społeczną. Spośród dzieci uczonych w szkole natomiast w działaniach społecznych uczestniczy 48 proc. osób. Wśród dzieci edukowanych w domu nie ma też obywateli, którzy pobierają jakiekolwiek zasiłki od państwa.

 

 

 



Wielu rodzinom jednak udaje się pokonać te bariery. Na bieżąco kontrolują wiedzę dzieci, ale w niesformalizowany sposób, nie w formie sprawdzianów czy kartkówek.

Rodzice, którzy rozpoczęli edukację domową, nie planują powrotu do szkoły. – System edukacyjny w Polsce, z wyłączeniem kilku samotnych szkół, to w naszej ocenie katastrofa. Popatrzmy na wydarzenia z ostatnich tylko lat: nauczyciele kłócą się o to, czy uczyć dzieci patriotyzmu, z programu nauczania eliminuje się historię, która jest naszą wiedzą przeszłości i przyszłości, ministerstwo skreśla z listy lektur książki typu „Pożoga” Kossak-Szczuckiej, wyrzuca się kanony edukacji klasycznej np. Platona, wycofuje „Zapiski Więzienne” Kardynała Wyszyńskiego i wprowadza przygody Harry`ego Pottera, dyskusyjną i etycznie wątpliwą propagandę dotyczącą seksualności człowieka aplikuje się dzieciom jako objawioną prawdę. To przykłady pierwsze z brzegu, ale ostro dowodzące, że szkoła w Polsce ma problemy sama ze sobą – mówi Agnieszka Gessel. – Nie zmieni tego stanu jeden czy drugi wybitny nauczyciel. Najgorsze skutki złego wychowania systemu publicznej edukacji to młodzież odwrócona od spraw wspólnych, niezsocjalizowana. Pozbawiona poczucia obowiązku wobec ojczyzny, rodziny, nieuczestnicząca w wyborach politycznych i zajęta hedonistycznymi rozrywkami. Rozwój ED w Polsce to między innymi odpowiedź rodzin na dramatyczną kondycję systemu szkolnego. To akcja oddolna i optymistyczna, która być może wymusi również pozytywne zmiany w systemie publicznym. Coraz więcej rodzin odczuwa niepokój, gdy za ich dziećmi zamykają się szkolne wrota i nieznane im bliżej osoby przejmują odpowiedzialność. Proste uspokajanie się poprzez powtarzanie tezy, że przecież „wszyscy tam chodzą” już nie jest wystarczające – dodaje.


EDUKACJA Z NAMYSŁEM

Joanna Białobrzeska radzi głęboki namysł przed podjęciem decyzji o nauczaniu domowym. Jej zdaniem ten typ nauczania to ostateczność. Powinny z niego korzystać jedynie dzieci z dysfunkcjami.

– Miałam takie dzieci w szkole i sama proponowałam wtedy nauczanie domowe, ale zawsze zachęcałam, żeby dziecko chociaż co jakiś czas przychodziło na zajęcia do szkoły.

Jej zdaniem czasami rodzice bardzo egoistycznie podchodzą do edukacji dzieci.

– Chcąc im zapewnić fantastyczne życie i wspaniałą przyszłość oraz studia na najlepszych uczelniach, decydują się na prywatne nauczanie i przez to krzywdzą dziecko, które właśnie potrzebuje do rozwoju rówieśników – mówi pedagog. – Rodzice wybierają nauczanie domowe z różnych powodów. Niektórzy chcą sami wychowywać dzieci do określonych wartości, które sami wyznają, czy ustrzec od wpływu grupy. To jednak nie są wystarczające powody, żeby rezygnować z nauczania szkolnego. Nawet jeśli pojawiają się sytuacje, w których dziecko nie czuje się komfortowo, bo rówieśnicy stosują mobbing albo dziecko jest poniżane przez nauczyciela, można, a nawet trzeba zmienić środowisko. Nie ma jednak potrzeby od razu dziecka izolować.

 

 


Czasami problem tkwi w dziecku. Zdarza się, że rodzice po raz czwarty przenoszą je do innej szkoły, a dziecku wszędzie jest źle. To nie oznacza, że dziecko powinno być edukowane w domu, ale że powinno się nauczyć określonych reguł postępowania, jakie obowiązują w szkole. Bo w dorosłym życiu także będzie musiało się do pewnych reguł stosować. Rodzice mogą bardzo dużo zrobić dla dziecka, nie rezygnując ze szkolnej edukacji. Bo przecież dzieci przede wszystkim czerpią wzorce postępowania z domu.

Błędem jest, jeśli rodzice decydują się na indywidualne nauczanie dlatego, że nie są zadowoleni ze szkoły lub dlatego, że szkoła krzywdzi dziecko. Dobrą motywacją nie jest również przekonanie, że nasze dziecko nie pasuje do innych dzieci ani chęć uczynienia z dziecka geniusza.

– System oświaty nie jest wrogiem rodzicielskiego powołania. I nawet najlepszy system nauczania nie wystarczy, jeśli nie włożymy wystarczająco dużo wysiłku w formowanie naszych dzieci. Dziecko jest poddawane działaniu tak różnorodnych czynników, że pełna kontrola nie jest możliwa. Trzeba zaszczepić w nim odpowiednią hierarchię wartości i wyposażyć je w mechanizm odróżniania dobra od zła – mówi Joanna Białobrzeska.

– Polska konstytucja zapewnia rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnym sumieniem. To sprawia, że system powinien się otworzyć na rodziców. Nie chodzi o wyrywanie dzieci państwu, ale o współpracę, która uszanuje podmiotowość rodziny. Nie o wychowywanie geniuszy albo wyrównywanie niedociągnięć szkoły, ale o przygotowanie do życia społecznego dobrych ludzi. – mówi Matyszkowicz. – To jasne, że w edukacji domowej zdarzają się porażki, podobnie jak w edukacji szkolnej. Ale tak jak nie chcemy likwidowania szkół, pomimo zdarzających się tam patologii, tak samo zaakceptujmy edukację domową jako realizację jednego z praw rodziców.

Edukacja domowa na pewno powinna być alternatywnym, równorzędnym sposobem edukacji dzieci. Trzeba jednak pamiętać, że jest to wielka odpowiedzialność. Przed decyzją o sposobie nauczania najlepiej sobie postawić pytanie: o co właściwie nam chodzi? Co chcemy dać swojemu dziecku?

 

 

 

Monika Florek-Mostowska
Idziemy nr 36 (365), 2 września 2012 r.
fot. Michał Ziółkowski/Idziemy

 

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Archiwum

Wybierz dział:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter